Mówi pani o zmęczeniu społeczeństw zachodnich tą wojną. Na dodatek niektórzy zachodni politycy sugerują, że trzeba przekonać Ukrainę, by usiądła do negocjacji z Rosją tak szybko jak to możliwe. I może jeszcze zgodziła się na koncesje terytorialne. Jak to pani ocenia?
Kaja Kallas: Generalnie każdy rozumie, że wojna jest zła, a pokój jest dobry. Ale jest różnica między pokojem a pokojem. Po drugiej wojnie światowej państwa zachodnie miały pokój, rozwijały się, tworzyły dobrobyt dla ludzi. My też mieliśmy pokój, ale nasza kultura była niszczona, ludzi deportowano na Syberię, nasze elity były zabijane. Dlatego tłumaczę zachodnim przywódcom, że potrzebny jest nam zrównoważony pokój, a w nim jest i pociągnięcie do odpowiedzialności, i uwzględnienie planu pokojowego prezydenta Zełenskiego.
I przedstawiciele naszej części Europy lepiej to rozumieją niż ci ze starego Zachodu?
Główny problem polega na tym, że choć Europa nie jest duża, to nie znamy dobrze wzajemnie swojej historii. Estonia była okupowana przez 50 lat. A nasi zachodni przyjaciele nie tęsknili w tym czasie za nami. Nie znają naszej historii, nie wiedzą, co się działo po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Musimy o tym więcej mówić, bo nasze doświadczenie historyczne wyjaśnia, co się dzieje w Ukrainie.
Rok temu biła pani na alarm, że plany NATO przewidują, że wojska sojuszu będą po kilku miesiącach odbijać terytorium zaatakowanego kraju członkowskiego. A po kilku miesiącach, co widać po sposobie prowadzenie wojny przez Rosję, infrastruktura, zabytki byłyby zniszczone, wielu ludzi by zginęło. Czy na pewno te plany są już nieaktualne?