– To nasz przyjaciel, Japonia podziela z nim fundamentalne wartości – tak o Sfederowanych Stanach Mikronezji mówił pod koniec zeszłego tygodnia japoński premier Fumio Kishida, gdy ze wszelkimi honorami powitał w Tokio Davida Panuelo, prezydenta leżącego na Pacyfiku kraju, o którym nie wszyscy zapewne słyszeli. Polska nawiązała stosunki dyplomatyczne z Mikronezją dopiero w 2015 r.
Japonia to trzecia gospodarka świata, Mikronezja – jedna z pięciu najmniejszych na liście MFW.
Kishida i Panuelo podpisali wspólną deklarację. Jest w niej potępienie rosyjskiej agresji na Ukrainę. I stwierdzenie, że „bezpieczeństwo Europy oraz Indo-Pacyfiku są nierozdzielne”. Nazwa Chin nie pada, ale to ich dotyczą wyrażone w deklaracji obawy związane z „jednostronnymi próbami zmian status quo [w regionie], dokonywanymi siłą lub metodami szantażu”.
Mikronezyjski prezydent odwiedził w ostatnim tygodniu nie tylko Tokio, ale i Waszyngton. W Białym Domu nie spotkał się jednak z najważniejszymi amerykańskimi politykami (przyjął go jeden z szefów Biura Bezpieczeństwa Narodowego), choć to USA są istotniejsze niż ich azjatycki sojusznik Japonia w rozgrywce z Chinami o wpływy w tym rejonie Pacyfiku. – Mikronezja to następne miejsce starcia amerykańsko-chińskiego – przewidywał rok temu Pranay Varda, analityk Harvard International Review.