Polsce nie jest potrzebna debata między politykami?
Jeżeli kandyduje się na jakiś urząd, taka debata powinna być obligatoryjna. Ona polega na tym, że wymienia się myśli, a każda telewizja ją transmituje. U nas zawsze jest rodzaj pseudodebaty, w której politycy uciekają od pytań. Kilkanaście lat temu, gdy Jarosław Kaczyński był proszony o debatę z Donaldem Tuskiem, odmówił, argumentując, „że nie będzie rozmawiał z zastępcami”. Tu też Tusk mógł stwierdzić, że nie będzie rozmawiał z zastępcą prezesa Kaczyńskiego, niech stanie we własnej osobie. Z wielu punktów widzenia byłaby to ciekawa sytuacja, ponieważ prezes teraz jeździ po Polsce i jest rozgrzany. Dwóch niefunkcyjnych liderów opozycyjnych rzeczywiście mogłoby stanąć do takiej debaty, którą transmitowałyby wszystkie telewizje.
Ale po co? Żeby doklejać sobie kolejne łatki?
Przede wszystkim moglibyśmy zobaczyć bezpośrednią konfrontację poglądów. Elektorat Jarosława Kaczyńskiego ogląda tylko negatywne wstawki z Donaldem Tuskiem. A wyborcy Tuska oglądają tylko negatywne wstawki z prezesem Kaczyńskim. Więc taka debata pokazałaby, jak jeden i drugi się komunikują i jakie mają wizje polityczne. Dobrze poprowadzona debata dałaby nam obraz, czy konkretny lider daje radę albo czy w bezpośrednim kontakcie jest w stanie wytłumaczyć, o co mu naprawdę chodzi. Polityk powinien umieć się komunikować, bo jeżeli kontaktuje się z wyborcami tylko przez sztab wyborczy, który wymyśla mu komunikaty, to nie wiemy, jaki jest naprawdę.
Czy temat debaty będzie główną osią przyszłej kampanii?
Wszystko na to wskazuje. Ale dużo więcej do stracenia ma Kaczyński, bo może stracić władzę. Tusk może więcej zyskać, bo poza jej odzyskaniem może odbudować reputację najlepszego opozycyjnego polityka. Obecny podział jest wygodniejszy dla PO i Donalda Tuska, ponieważ marginalizuje inne partie opozycyjne i sprawia, że muszą one przystąpić do jednej listy. Myślę, że Jarosław Kaczyński nie byłby zadowolony z debaty, w której musiałby stanąć jeden na jeden z Tuskiem. Mamy między nimi do czynienia z osobistymi urazami, które są bardzo ważne w świecie polityki, ponieważ często stają się motorem napędowym działań, także tych irracjonalnych. Jeżeli opozycja miałaby być rozbita, to na miejscu Kaczyńskiego stworzyłbym nową partię ze wszystkich, którzy nie są w konkretnej frakcji. Wcześniej takimi partiami była Nowoczesna i Kukiz’15. Nowoczesna zabrała głosy PO, a Kukiz mocno namieszał w kilku miejscach. Polaryzacja już nie do końca działa równomiernie. Jarosław Kaczyński jest dominatorem po prawej stronie sceny politycznej. Na razie ze smyczy może mu się zerwać tylko Zbigniew Ziobro, ale i on musi kalkulować i analizować sondaże.