Trump wzniecał wojnę domową

Atak na Kongres 6 stycznia 2020 r. nie był spontaniczną akcją, ale częścią przemyślanego planu odchodzącego prezydenta.

Publikacja: 14.07.2022 03:00

Popularność Donalda Trumpa spada, bo Amerykanie widzą go jako zagrożenie dla demokracji

Popularność Donalda Trumpa spada, bo Amerykanie widzą go jako zagrożenie dla demokracji

Foto: afp

Prace specjalnej komisji parlamentu wchodzą w decydującą fazę. W przyszłym tygodniu skończy ona cykl przesłuchań świadków, po czym przygotuje raport o tym, co się stało w dniu, w którym członkowie Izby Reprezentantów i Senatu mieli oficjalnie zatwierdzić zwycięstwo Joe Bidena.

Już teraz wyłania się jednak przerażający obraz prezydenta, który był gotowy obalić podstawy ustrojowe Ameryki, byle utrzymać się u władzy.

– To mógł być początek nowej wojny domowej – oświadczył lider skrajnie prawicowego ugrupowania Oath Keepers Jason Van Tatenhove, który w tamtym czasie popierał Trumpa.

Rada Giulianiego

Prezydent nie mógł mieć wątpliwości, że Biden wygrał uczciwie wybory. O tym przekonywali go wszyscy jego współpracownicy. I radzili po prostu uznać wynik wyborów.

Ale Trump od wielu tygodniu szykował inny plan. Przekonywała go do niego grupa najbardziej radykalnych współpracowników, w tym były burmistrz Nowego Jorku, a potem jego osobisty prawnik Rudy Giuliani i były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Flynn. Scenariuszy było kilka. Jeden z nich zakładał, że na polecenie prezydenta wojsko przejmie kontrolę nad komisjami wyborczymi i raz jeszcze przeliczy głosy. Inny przewidywał przyznanie specjalnych uprawnień prokurator Sidney Powell, która uważała, że wybory wygrał Trump.

Stanęło w końcu na „spontanicznym” szturmie zwolenników Trumpa na Kongres w chwili, gdy miał zatwierdzić wynik wyborów. Było wśród nich wielu członków ugrupowań skrajnej prawicy, niektórzy uzbrojeni.

Ostateczna decyzja zapadła na spotkaniu prezydenta z najbliższymi współpracownikami 5 stycznia. Zakończyło się ono kilka minut przed północą. Dwie godziny później Trump pisał na Twitterze: „Będę miał fundamentalne przemówienie przed Białym Domem 6 stycznia. Przyjdźcie wcześnie rano, bo można się spodziewać wielkich tłumów. A potem marsz na Kongres”. W innym wpisie na Twitterze prezydent radził swoim zwolennikom, aby „byli dzicy”.

Czytaj więcej

Niemal połowa Amerykanów uważa, że Trump powinien zostać oskarżony za atak na Kapitol

Brad Parscale, wówczas szef kampanii Trumpa, dziś nie ma wątpliwości: „chodziło mu wtedy o zasianie zamętu, zamieszki”. Jego zdaniem prezydent przez pewien czas rozważał nawet osobiste pojawienie się w Kongresie. Ostatecznie z tego jednak zrezygnował, co później pozwoliło mu utrzymywać wrażenie, że nie był bezpośrednio zaangażowany w okupację Kongresu, czy wręcz nic o niej nie wiedział.

Spadek poparcia dla miliardera

Nie jest jasne, jakie mogą być skutki raportu Kongresu. Czy doprowadzą do postawienia Trumpa przed Trybunałem Stanu za zdradę? Do tego potrzebna byłaby wzmocniona większość w Senacie, której demokraci nie mają. A tak drastycznego kroku ze strony senatorów republikańskich trudno się spodziewać.

Jednak skutki polityczne prac komisji mogą być dalekosiężne. Już teraz powodują one, że szanse miliardera na reelekcję w 2024 r. topnieją. Szanowany portal FiveThirtyEight.com daje Trupowi 41 proc. poparcia wobec 44 proc. dla Bidena.

Poprzednik obecnego prezydenta utrzymuje decydujący wpływ na Partię Republikańską i pozostaje faworytem w walce o jej nominację w starciu o Biały Dom. O ile jednak 56 proc. wyborców na amerykańskiej prawicy identyfikuje się jako zwolennicy republikanów, o tyle już tylko 36 proc. jako zwolennicy Trumpa. To wróży znacznie bardziej otwartą rywalizację o to, kto będzie reprezentował barwy ugrupowania w wyborach prezydenckich, niż się to może wydawać.

Od Trumpa dystansują się też jego najwierniejsi współpracownicy. Gdy ten zadeklarował kilka dni temu, że po dojściu do władzy daruje kary skazanym za udział w okupacji Kongresu 6 stycznia 2020 r., zawsze wspierający Trumpa senator z Karoliny Południowej Lindsey Graham uznał to za rzecz „niestosowną”. Także lider republikańskiej mniejszości w Senacie Mitch McConnell, który za Trumpa starannie zapewniał mu poparcie dla większości inicjatyw legislacyjnych, teraz oświadczył, że „nie może popierać takiej amnestii”.

– Uznanie wyników wyborów z 2019 r. za fałszywe jest niedopuszczalne – podkreślił były wiceprezydent Mike Pence, który już 6 stycznia 2020 r. sprzeciwił się Trumpowi, za co ten groził, że go „powiesi”.

Przed wyborami uzupełniającymi do Kongresu w listopadzie republikanie uważają, że mogą uzyskać doskonały wynik bez odwoływania się do wydarzeń z przeszłości, które stawiają pytania o przywiązanie ugrupowania demokracji. Powszechna drożyzna i załamujący się wzrost gospodarczy ich zdaniem wystarczą, aby odebrać większość demokratom tak w Izbie Reprezentantów, jak i w Senacie.

Prace specjalnej komisji parlamentu wchodzą w decydującą fazę. W przyszłym tygodniu skończy ona cykl przesłuchań świadków, po czym przygotuje raport o tym, co się stało w dniu, w którym członkowie Izby Reprezentantów i Senatu mieli oficjalnie zatwierdzić zwycięstwo Joe Bidena.

Już teraz wyłania się jednak przerażający obraz prezydenta, który był gotowy obalić podstawy ustrojowe Ameryki, byle utrzymać się u władzy.

Pozostało 91% artykułu
Polityka
Wskazany przez Trumpa kandydat na prokuratora generalnego rezygnuje
Polityka
Anna Słojewska: Europejski nurt skręca w prawo
Polityka
Dlaczego Donald Trump jest syjonistą? „Za wsparciem USA dla Izraela stoi lobby, ale nie żydowskie”
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus prosto ze szczytu G20 trafił do szpitala