Po 31 sierpnia tego roku w Kabulu pozostanie już tylko kilkuset żołnierzy sił specjalnych do ochrony amerykańskiej ambasady i lotniska. Już dzisiaj niemal połowa kraju jest pod kontrolą talibów, fundamentalistów islamskich, którzy rządzili krajem do momentu amerykańskiej interwencji. Gościli wtedy Osamę bin Ladena, przywódcę Al-Kaidy i architekta zamachów na USA dwie dekady temu, co było przyczyną amerykańskiej interwencji.
Najpierw północ
Sami talibowie twierdzą, że w ich rękach znajduje się już 85 proc. powierzchni kraju. To zapewne przesada, ale sytuacja zmienia się z dnia na dzień na ich korzyść. W USA nie brak katastroficznych porównań sytuacji w Kabulu do Sajgonu w kwietniu 1975 roku, kiedy to helikopterami ewakuowano z dachu amerykańskiej ambasady ostatnich obywateli USA i ich sojuszników.
Na razie talibowie zapewniają, że nie mają zamiaru atakować Kabulu, szanują zagraniczne przedstawicielstwa oraz organizacje pomocowe. Koncentrują się na opanowaniu północy kraju. Zdobyli właśnie bez walki Islam Kala, ważną miejscowość na granicy z Iranem i Turkmenistanem. Oznacza to, że uzyskali kontrolę nad przejściem granicznym, przez które przepływa duża część handlu. Odtąd dochody z ceł płyną więc do kas talibów. Podobnie wygląda sytuacja w Torghundi na północy prowincji Herat przy granicy z Turkmenistanem. Tamtędy prowadzą szlaki handlowe do Europy i zaopatrzenie do Afganistanu w gaz i ropę.
Talibowie mają już praktycznie w rękach prowincję Badachszan. Walki trwają w okolicach Mazar-i Szarif, gdzie stacjonowała Bundeswehra, utrzymując przez lata względny spokój w całym regionie północnym. Tydzień temu ponad tysiąc żołnierzy afgańskich sił bezpieczeństwa szukało schronienia w Tadżykistanie, uciekając przed przeciwnikiem. Na zdobytych obszarach talibowie wprowadzają własną administrację, nakładają podatki i rekrutują bojowników.
Tak wygląda sytuacja w chwili, gdy kilka dni temu prezydent Joe Biden zapewniał, że nie wyśle kolejnego pokolenia Amerykanów na wojnę bez uzasadnionej nadziei na osiągnięcie innego rezultatu. Uciął tym samym wszelkie spekulacje, że Amerykanie mają jeszcze zamiar odgrywać w Afganistanie istotną rolę militarną.