Jednak żaden z tych zarzutów nie sprawia, że będąc wrażliwym na punkcie wolności słowa i mediów, powinno się poprzeć ustawę znaną jako lex TVN. W szczególności zaś nie może jej poprzeć ktoś, kto – jak ja – nie cierpi, gdy władza robi go w bambuko. Opowieści o tym, że chodzi tutaj o ratowanie czystości ładu medialnego albo że jest nie do pomyślenia „w Europie”, żeby zagraniczny podmiot faktycznie był właścicielem dużej telewizji, to bajeczki dla skrajnie naiwnych. Albo najtwardszego elektoratu PiS, który zresztą i tak w nie pewnie nie wierzy, a jedynie powtarza jak swego rodzaju zaklęcia.
Wszyscy świetnie wiedzą, w czym naprawdę rzecz. Po pierwsze – TVN władzę krytykuje, nierzadko zresztą na rympał, więc władza chce mu się odwinąć i co najmniej znacząco utrudnić działanie. Może się uda, może nie uda, ale próbować warto.
Czytaj więcej
Odpowiedź na pytanie, dlaczego PiS przegłosował w piątek poprawkę do ustawy medialnej zwanej Lex TVN jest bardzo krótka: bo mógł.
Po drugie – nawet jeśli się nie uda, to przynajmniej zmobilizuje się wyborców i odgrzeje kolejny rytualny konflikt, to zaś zawsze sprzyja stwardnieniu elektoratu. Po trzecie – być może część obozu władzy liczy, że ich wyborcy zachwycą się atakiem na TVN i w związku z tym nie zrażą ich sanitarystyczne regulacje. Po czwarte wreszcie – władza ma wiele potężnych problemów, z którymi nie umie sobie poradzić – przede wszystkim inflację – dobrze zatem zająć elektorat sporem nie tyle może symbolicznym, ale jednak w dużej mierze w tym momencie zastępczym. Co ciekawe, w tę taktykę wpisał się idealnie sam TVN, który przez kilka dni nie mówił o niczym innym poza własną sytuacją, podczas gdy dopiero co Urząd Regulacji Energetyki zakomunikował horrendalne podwyżki cen nośników energii.
Gdyby jeszcze rządy PiS odznaczały się szacunkiem dla niezależności mediów, a publiczne telewizja i radio były publiczne faktycznie, czyli robione tak, żeby względnie usatysfakcjonowani byli niemal wszyscy łożący na nie podatnicy – można by od biedy uznać, że w uderzeniu w TVN faktycznie chodzi jedynie o pewną higienę systemu medialnego w Polsce. Tak jednak nie jest.