Czy dzięki pomocy, jaką organizuje Michałowo dla uchodźców, udało się odwrócić „klątwę" zawartą we frazie „dzieci z Michałowa"?
My jako maleńki samorząd nic wielkiego nie zrobiliśmy. Otworzyliśmy punkt pomocy dla potrzebujących i tak rozpoczęła się lawina darów w postaci żywności i odzieży z całej Polski. Chcemy po prostu pomagać osobom potrzebującym. Pomagamy także osobom, które strzegą naszych granic, czyli Straży Granicznej i wojsku. Udostępniliśmy im tereny, gdzie rozbili namioty, a także salę gimnastyczną i pływalnię za darmo. Pomagamy w sposób zgodny z prawem. Nie chcemy, by nas kojarzono z tym pytaniem: „co stało się z dziećmi z Michałowa?". By panowało przekonanie, że w Michałowie zamarzają dzieci czy umierają ludzie. Nie chcemy być tak postrzegani.
Na pierwszym spotkaniu z szefem lokalnej Straży Granicznej podczas posiedzenia rady miejskiej zamiast tradycyjnych ozdób jesiennych zjawiła się na stole korona cierniowa. Co wyrażała?
Bardzo ciężko jest mi pogodzić się z tym, że przebywają w lesie małe dzieci. Przecież u nas na Podlasiu są teraz minusowe temperatury – jest naprawdę zimno. Bycie godzinę na zewnątrz to tak, jakbyśmy spędzili cały dzień na dworze, a co dopiero dzień i noc, szczególnie dla tych małych dzieciaczków. Za nieudzielenie legalnej pomocy tym ludziom powinna grozić kara. Dlatego pomagałam i będę pomagać. Nie mogę spać nocami, a w moim domu nie ma innego tematu. Patrzymy na minusową temperaturę i wiemy, że oni tam w lesie marzną. Jest mi bardzo szkoda tych osób, tak samo jak służb, które pilnują naszej granicy. Uważam, że tak trzeba i nienaruszalność naszych granic jest święta i tego trzeba dopilnować, ale trzeba też zachowywać się humanitarnie i osobom, które przekroczyły już tę granicę, trzeba pomagać.
Czytaj więcej
Kraje UE miałyby utworzyć „korytarz humanitarny" przez Polskę do państw zachodnich, przede wszystkim do Niemiec. W zamian Łukaszenko deklaruje, że wycofa z Białorusi 5 tys. przybyszów.