Był kaszel. Nie było gorączki. Bolały mięśnie. Bolały stawy. Przestawały boleć mięśnie. Bolały znowu stawy. Domownicy kaszleli. Zagubiony kiedyś pulsoksymetr został po dwóch dniach poszukiwań odnaleziony. Działał, pokazywał dość obiecujące wartości.
Niemal cały marzec spędziłem wraz z domownikami na kwarantannie, która dla części z nas zamieniła się w izolację. Miałem okazję, tak jak lubię, obserwować system w działaniu. Tym razem był to system opieki zdrowotnej w warunkach pandemii.
Śmieci na balkon
Ważne w kwarantannie jest przede wszystkim, żeby odbierać telefon. Mój dzwonił często, w bardzo różnych kwarantannowych sprawach. W naszym słynącym z zaufania kraju, dzwoniono przede wszystkim po to, aby nas sprawdzić. Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym napisał, że wyłącznie w tym celu.
Na początku zadzwoniła do mnie kompetentna pracownica sanepidu. Poinformowała, że padło na mnie. Określiła termin, do którego mam siedzieć w domu i udzieliła kilku rad. Najważniejsza dotyczyła tego, że śmieci należy w workach wystawiać na balkon. Mają tam leżeć co najmniej 72 godziny, potem sąsiad może nas poratować ich wyniesieniem.
To był wreszcie jakiś konkret. Przyzwyczajony do tzw. czasokresów, czyli sądowych szaf, w magiczny sposób pozwalających zawartym w aktach spraw orzeczeniom nabierać prawomocności, sporządziłem podobne narzędzie na balkonie.