Pandemiczna izolacja okiem systemu sprawiedliwości

Doświadczenie kilkunastodniowej izolacji polecam każdemu zwolennikowi długotrwałych kar odsiadki.

Aktualizacja: 25.04.2021 09:08 Publikacja: 25.04.2021 00:01

Pandemiczna izolacja okiem systemu sprawiedliwości

Foto: Adobe Stock

Był kaszel. Nie było gorączki. Bolały mięśnie. Bolały stawy. Przestawały boleć mięśnie. Bolały znowu stawy. Domownicy kaszleli. Zagubiony kiedyś pulsoksymetr został po dwóch dniach poszukiwań odnaleziony. Działał, pokazywał dość obiecujące wartości.

Niemal cały marzec spędziłem wraz z domownikami na kwarantannie, która dla części z nas zamieniła się w izolację. Miałem okazję, tak jak lubię, obserwować system w działaniu. Tym razem był to system opieki zdrowotnej w warunkach pandemii.

Śmieci na balkon

Ważne w kwarantannie jest przede wszystkim, żeby odbierać telefon. Mój dzwonił często, w bardzo różnych kwarantannowych sprawach. W naszym słynącym z zaufania kraju, dzwoniono przede wszystkim po to, aby nas sprawdzić. Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym napisał, że wyłącznie w tym celu.

Na początku zadzwoniła do mnie kompetentna pracownica sanepidu. Poinformowała, że padło na mnie. Określiła termin, do którego mam siedzieć w domu i udzieliła kilku rad. Najważniejsza dotyczyła tego, że śmieci należy w workach wystawiać na balkon. Mają tam leżeć co najmniej 72 godziny, potem sąsiad może nas poratować ich wyniesieniem.

To był wreszcie jakiś konkret. Przyzwyczajony do tzw. czasokresów, czyli sądowych szaf, w magiczny sposób pozwalających zawartym w aktach spraw orzeczeniom nabierać prawomocności, sporządziłem podobne narzędzie na balkonie.

Worki układałem we właściwej kolejności, oznaczając moment odstawienia. Przez moment zastanawiałem się, czy nie nadawać im „po sądowemu" sygnatur, np. ŚnB (Śmieci na Balkonie) 1/21, jednak sprawa była zbyt poważna.

Używając języka publicystów: „temat śmieci zdominował dyskurs kwarantannowy", gdyż kolejne rozmowy – z urzędem miasta czy z wydziałem zarządzania kryzysowego – zaczynały się od informacji dotyczącej worków ze śmieciami. A ja już wtedy miałem swój czasokres.

Ciekawe było również oferowane nam wsparcie. Oferowano je w sposób, powiedzmy, mocno dyskretny. Uznano najwidoczniej, że skoro jesteśmy czteroosobową rodziną, sprawnie posługującą się nie tylko telefonem, ale i internetem, to sobie poradzimy. Faktycznie, z zakupami i zamawianiem czasami posiłków sobie radziliśmy.

Proszę nam pomachać!

Z relacji znajomych mieszkających w innych częściach Polski wiem, że intensywność i oferta usług publicznych dla przebywających w kwarantannie była zróżnicowana.

Być może różnicował ją także pesel pacjentów.

Nikt nam nie zaproponował np. konsultacji psychologicznej. Bez niej jakoś sobie poradziliśmy, chociaż kolejna „nasta" doba w tym samym towarzystwie, w tym samym wnętrzu, bez możliwości wyjścia nawet na metr z mieszkania, szczerze mówiąc, była coraz bardziej uciążliwa.

Doświadczenie dwutygodniowej kwarantanny gorąco polecam każdemu zwolennikowi surowego karania długotrwałą odsiadką. Wraz z przypomnieniem, że w systemie dozoru elektronicznego przewidzianym w kodeksie karnym wykonawczym, odbywanie kary sprowadza się do pozostania w miejscu zamieszkania przez określony czas, a nie ciągle.

Również legendarne polskie zaufanie do obywatela dało o sobie znać podczas naszej kwarantanny. Na pewno nie tylko dlatego, że komisariat policji znajduje się w odległości 176 metrów od naszego mieszkania, funkcjonariusze kazali nam pokazywać się w oknie codziennie.

Piszę „nam", bo po wezwaniu „Pana Jarosława", mundurowi prosili także o „pokazanie dzieci". A te podczas kontroli były w szkole. Czyli w domu. Czyli przed komputerami, czyli na „zdalnych".

No i jak powiedzieć policjantowi, że akurat jest sprawdzian z matmy i nie da się tak od razu wstać i rzucić wszystkiego? Na szczęście takim zapewnieniom funkcjonariusze z reguły dawali wiarę.

Oczywiście zainstalowałem w swoim telefonie słynną aplikację. (Przy okazji, nieodmiennie pytany w różnych placówkach handlowych: czy ma pan aplikację, staram się nie odpowiadać, że ukończyłem sądową). W przeciwieństwie do gorliwości stróżów prawa, kwarantannowa aplikacja chciała ode mnie wykonywania zadań raptem trzykrotnie.

Poza tymi trzema momentami aktywności telefoniczna aplikacja niczego ode mnie nie chciała. Z drugiej strony, pewnego marcowego dnia to ona pierwsza powiadomiła mnie o końcu kwarantanny.

W ogólnym rozrachunku czuję do niej pewną wdzięczność. Wypuściła mnie z zamknięcia i mogłem spełnić swoje marzenie: wyjść z domu, zabierając ze sobą ŚnB 4/21.

Państwo to też usługa

Jeden z moich znajomych zwykł mawiać, że państwo to także usługa. Zaprojektowana lepiej lub gorzej. Obsługa objętych kwarantanną obywateli to niewątpliwie usługa. Warto więc, żeby opisująca ją strona internetowa zawierała informacje łatwe do zrozumienia i przyswojenia dla każdego.

Osoby obsługujące linie telefoniczne – czy to sanepidu, czy to innych służb – należałoby przeszkolić z technik prowadzenia takich rozmów, aby umiały maksymalnie uspokoić rozmówców, przekazując maksimum użytecznych informacji. Nie tylko o śmieciach.

Skoro mamy aplikację i są w niej zadania, można byłoby do niej załączyć jakieś treści, jak kiedyś w kalendarzach „zrywakach", aby uprzyjemnić czas oczekiwania na koniec kwarantanny.

Pomysłów, spostrzeżeń i usprawnień mam jeszcze wiele.

Ale nie ma się po co spieszyć. Pandemia Covid-19 to przecież świeża sprawa. Jest z nami dopiero od marca 2020 r.

Autor to były sędzia, były prezes sądu, członek zarządu Fundacji Inpris, Obywatelski Sędzia Roku 2015

Był kaszel. Nie było gorączki. Bolały mięśnie. Bolały stawy. Przestawały boleć mięśnie. Bolały znowu stawy. Domownicy kaszleli. Zagubiony kiedyś pulsoksymetr został po dwóch dniach poszukiwań odnaleziony. Działał, pokazywał dość obiecujące wartości.

Niemal cały marzec spędziłem wraz z domownikami na kwarantannie, która dla części z nas zamieniła się w izolację. Miałem okazję, tak jak lubię, obserwować system w działaniu. Tym razem był to system opieki zdrowotnej w warunkach pandemii.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?