Tomasz Pietryga: Cała niezjednoczona reszta świata

Zachód wobec Rosji mówi dziś jednym głosem, ale już w Chinach, Indiach czy Turcji nastawienie względem wojny jest odmienne.

Publikacja: 24.02.2023 08:40

Władimir Putin i Xi Jinping na niecały miesiąc przed inwazją na Ukrainę

Władimir Putin i Xi Jinping na niecały miesiąc przed inwazją na Ukrainę

Foto: AFP

Pamiętam rozmowę sprzed kilku lat z pewnym filozofem idei. Profesor przekonywał mnie do bezalternatywności zglobalizowanego świata, siły ponadnarodowego kapitału, powiązań, których nie da się już zamknąć w granicach państw narodowych, a zasieki i bariery stały się w istocie zbędne. Czas wojen, walk o terytoria minął. Państwom nie są potrzebne armie, obrona terytorialna ani czołgi. W zglobalizowanym świecie prawdziwa bitwa między transnarodowymi graczami toczy się w cyberprzestrzeni, a wygrywają ci, którzy lepiej wykorzystują zdobycze cywilizacji. Wojny o terytoria nie mają więc sensu, bo w globalnym świecie terytorialność się po prostu zaciera i nie w niej jest prawdziwa wartość i zysk.

Czytaj więcej

Wojna na Ukrainie podzieliła świat. Na czyją korzyść działa czas?

Po zimnej wojnie świat stał się jednobiegunowy, z Ameryką w roli hegemona, światowego żandarma i głównego eksportera wolności i liberalnych idei, na których opierają się zachodnie demokracje. Odrodzenie imperializmów było raczej akademickim straszakiem, bajką o żelaznym wilku niż realnym zagrożeniem. Świat napędzany wolnym handlem, przepływem ludzi, towarów, surowców i kapitału zmierzał w jednym kierunku.

Z tego uspokajającego przekonania o bezalternatywności drogi rozwoju trudno było się wyrwać możnym tego świata, nawet wtedy, kiedy pierwsze oznaki zmian pojawiły się na horyzoncie. Patrzono na wydarzenia w Gruzji czy na Krymie jak na anomalię, którą można sobie wyjaśnić, historycznie usprawiedliwić, bo globalny sen musi trwać i nie można go zaburzyć.

Zburzyć porządek

Nord Stream 2, plany kolejnych nici energetycznych czy rosyjskie miliardy inwestowane przez oligarchów w Londynie miały być gwarantem dla globalnych idei. Dać dobrobyt zachodniemu światu, ale też ucywilizować dyktatora z Kremla, który zaplątany w system interesów i zależności miał być skazany na porzucenie rojeń o „ruskim mirze”. Władimir Putin kalkulował jednak zupełnie inaczej.

Dzień 24 lutego 2022 r. wywrócił to przekonanie jak domek z kart. Rosyjska agresja na Ukrainę stała się początkiem końca ery globalizacji, jaką znamy. Okazało się, że narodowa polityka, interesy i kapitał jednak nadal mają znaczenie. Mrzonką okazywało się przekonanie o ucywilizowaniu Putina, który z wyrachowaniem wykorzystał naiwność zachodnich polityków – globalny świat był dla niego tylko przykrywką dla imperialnych planów. Nie chodziło mu o integrację, ale o stworzenie zależności Zachodu od Rosji. A najsilniejszą bronią, jaką miał, były rosyjskie ropa i gaz. To one miały uzależnić gospodarki Europy, a gdy przyjdzie pora – zniszczyć jedność państw kontynentu.

Mało tego, plany dyktatora były znacznie większe niż zajęcie kilku ukraińskich regionów. Inwazja na Kijów miała zburzyć światowy ład ukształtowany po upadku ZSRR. Na gruzach tego jednobiegunowego porządku miał powstać wielobiegunowy, z odradzającym się rosyjskim imperium oraz Chinami, Indiami, Turcją, Brazylią czy krajami Bliskiego Wschodu jako silnymi regionalnymi graczami.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Rok strasznej wojny

Pajęczyna powiązań

W ślad za zdezintegrowanym przez kryzys energetyczny Zachodem, który nie miałby sił, aby zjednoczyć się przeciwko dyktatorowi, miał iść upadek petrodolara jako światowej waluty, spoiwa globalizacji. Stąd usilne próby Putina, by zmusić zachodnie gospodarki do zakupu ropy i gazu w rublach oraz przejścia na rozliczenia w walutach narodowych w transakcjach z Chinami, Indiami czy na Bliskim Wschodzie.

Jednak po roku widać, że plany Putina się nie powiodły. Nie zajął broniącej się Ukrainy, nie udało mu się też zburzyć jedności zachodniego świata. Ten po początkowych zawirowaniach nie bez bólu uwolnił się z pajęczyny powiązań, jaką zastawił dyktator. Dziś można powiedzieć, że wolny świat opowiedział się jednoznacznie po stronie dobra, a jego integracja jest jeszcze większa niż na początku wojny. Perspektywy utrzymania jedności wydają się być optymistyczne, bo fundamenty zachodniego świata okazały się mocne.

Mimo to świat się jednak przez ostatnie 12 miesięcy zmienił i nie będzie już taki sam. European Council on Foreign Relations (ECFR) opublikował właśnie raport, w którym zawarte są wyniki badań opinii publicznej z dziewięciu państw Unii Europejskiej (w tym Polski), Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Chin, Rosji, Indii i Turcji na temat Rosji i Ukrainy. Wynika z nich, że w Europie wojna jest postrzegana nie jako atak na sąsiedni kraj, ale jako atak na cały kontynent. Na Zachodzie dominuje też opinia, że Ukraina musi odzyskać całe swoje terytorium, nawet jeśli oznacza to dłuższą wojnę. Ale kraje niebędące państwami zachodnimi preferują szybkie zakończenie wojny, nawet za cenę oddania przez Ukrainę swojego terytorium Rosji. Aż dwie trzecie badanych widzi też siłę w pozycji Rosji na arenie globalnej, pomimo konfliktu, a respondenci chińscy i tureccy uważają Moskwę za czołowego „sojusznika” i „partnera” ich kraju.

Prawdziwa demokracja

Motywy Zachodu wzbudziły podejrzenia w Chinach, Indiach, Turcji i Rosji – wiele osób w tych krajach uważa, że amerykańskie i europejskie wsparcie dla Ukrainy jest skupione wyłącznie na „obronie zachodniej dominacji”. W Chinach ponad trzy czwarte (77 proc.) respondentów uważa, że ich kraj jest „prawdziwą demokracją” i przewyższa modele polityczne w USA i Europie.

Te badania pokazują, jak bardzo podzielony jest dziś świat, a globalizacja, którą znamy, odchodzi do przeszłości. Świat podzielił się na Zachód i całą resztę. Za wcześnie jednak, by mówić, co z tego wyniknie.

Pamiętam rozmowę sprzed kilku lat z pewnym filozofem idei. Profesor przekonywał mnie do bezalternatywności zglobalizowanego świata, siły ponadnarodowego kapitału, powiązań, których nie da się już zamknąć w granicach państw narodowych, a zasieki i bariery stały się w istocie zbędne. Czas wojen, walk o terytoria minął. Państwom nie są potrzebne armie, obrona terytorialna ani czołgi. W zglobalizowanym świecie prawdziwa bitwa między transnarodowymi graczami toczy się w cyberprzestrzeni, a wygrywają ci, którzy lepiej wykorzystują zdobycze cywilizacji. Wojny o terytoria nie mają więc sensu, bo w globalnym świecie terytorialność się po prostu zaciera i nie w niej jest prawdziwa wartość i zysk.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Siemiątkowski: Szkodliwa nadregulacja w sprawie cyberbezpieczeństwa
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Czy wolne w Wigilię ma sens? Biznes wcale nie musi na tym stracić
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Awantura o składki. Dlaczego Janusz zapłaci, a Johanes już nie?
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Trzy wnioski po rządowych zmianach składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Rząd wypuszcza więźniów. Czy to rozsądne?