To dobrze, że od kilkunastu lat odbywają się szczyty G20. Jest to forum zdecydowanie bardziej reprezentatywne dla ludzkości i światowej gospodarki niż spotkania przywódców bogatych krajów,G7, zapatrzonych głównie we własne interesy, czy też grupy BRICS, którego kraje członkowskie, Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i Republika Południowej Afryki, z jednej strony w istocie mało łączy, a z drugiej bynajmniej nie reprezentują one tej niebogatej reszty świata.
Grupa G20 – a dokładniej G43, gdyż obejmuje ona 19 państw oraz Unię Europejską, w skład której poza trzema największymi krajami już policzonymi w ugrupowaniu, tj. Niemcami, Francją i Włochami, wchodzą jeszcze 24 inne państwa, w tym Polska – to dodatkowy, obok organizacji międzynarodowych, mechanizm koordynacji polityki w skali ogólnoświatowej. Taka koordynacja w obliczu niestabilnego świata jest obecnie szczególnie potrzebna. Jak zawsze, tak i tym razem oczekiwania wobec szczytu G20 były ogromne, a dostarczył on – również jak zawsze – mniej, niż się spodziewano. Jednakże nawet i to, co w Rzymie postanowiono, ma znaczenie.
Z G20 na COP26
Gdy słyszy się, że świat stoi dziś przed wieloma trudnymi wyzwaniami, nad którymi się „intensywnie pracuje, określając – i wdrażając – wspólne, skoordynowane i sprawiedliwe rozwiązania. Wymaga to wizji, dialogu, wzajemnego zrozumienia i głębokiej świadomości naszych wspólnych globalnych obowiązków", można odnieść wrażenie, iż to jakaś ogólnikowa deklaracja społecznie zorientowanej ponadnarodowej organizacji pozarządowej.
Gdy czytamy, że „Wybiegamy również poza kryzys, aby zapewnić szybkie ożywienie gospodarcze, które odpowiada na potrzeby ludzi. Oznacza to skupienie się na zmniejszaniu nierówności, upodmiotowieniu kobiet, młodszych pokoleniach i ochronie najsłabszych. Oznacza to promowanie tworzenia nowych miejsc pracy, ochronę socjalną i bezpieczeństwo żywnościowe", to może wydawać się, że to komunikat po posiedzeniu jakiegoś socjaldemokratycznego rządu. Tymczasem to akapity otwierające internetową stronę tegorocznego szczytu grupy państw G20. Tak sformułowanej misji wypada tylko przyklasnąć, ale zaraz potem trzeba krytycznie spojrzeć, jakie decyzje i czyny idą za pięknymi słowami.
Rotacyjnym gospodarzem spotkania były Włochy, co ma znaczenie o tyle, o ile wpierw jego porządek sugerował, a potem obradom przewodniczył premier Mario Draghi, skuteczny polityk i kompetentny ekonomista z olbrzymim doświadczeniem międzynarodowym. To z jego inicjatywy szczyt odbywał się pod hasłem 3P: People, Planet, Prosperity (Ludzie, Planeta, Dobrobyt). Ta triada w sposób oczywisty wskazuje, że do poprawy dobrobytu ludzi niezbędna jest prosperująca gospodarka, co z kolei wymaga troski o ekologiczne zrównoważenie planety Ziemi. Na tle tego imperatywu małe zainteresowanie wywołała nie taka znów drobna decyzja o długookresowych implikacjach w postaci stosowania minimalnego opodatkowania zysków przedsiębiorstw na poziomie 15 proc., co powinno pohamować szkodliwą dla rozwoju konkurencję podatkową.