Wieloletni b. prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło, który ostał się na stanowisku przez lata po utracie władzy przez PO-PSL, za której był powołany na stanowisko, w książce napisanej z Pawłem Kubisiakiem „Od skarbonki do chmury", czyli historia transformacji PKO Banku Polskiego, tak opisuje swój wybór, aby Jakub Papierski, z którym znał się z Grupy Pekao (wówczas całkowicie prywatnej), dołączył do jego zespołu określanego mianem „drużyny Jagiełły": „Potrzebowałem doświadczonego menedżera, któremu mógłbym zaufać i powierzyć ten trudny i wrażliwy, a zarazem bardzo zaniedbany obszar działalności." Mowa o bankowości korporacyjnej i inwestycyjnej. Jakub Papierski wspomina w książce swoje początki: „Widziałem molocha, zakurzonego i powolnego, przygniecionego przestarzałymi procesami i procedurami. (...) Osoba przychodząca z zewnątrz już od progu napotykała nieprzekraczalną barierę w postaci nazw procesów, dokumentów i jednostek organizacyjnych. Usłyszałem na przykład, że coś nie działa, ponieważ DPL nie przygotował ZPR, którą miał przekazać do DI. Do dziś nie wiem i nie chcę wiedzieć, co te skróty oznaczały."
Czytaj więcej
Ledwie cztery miesiące Jan Emeryk Rościszewski był prezesem największego banku w Polsce. Odwołano dwóch wiceprezesów. Notowania akcji spadają.
A jak z kolei Jakub Papierski dobierał sobie w banku menedżerów? Zbigniew Jagiełło charakteryzuje krótko: „(...) nie szukał tzw. yes menedżerów, tylko ludzi, którzy mają pomysły i potrzebują przestrzeni do działania (...)". Jakub Papierski wielokrotnie dał dowód w swojej karierze zawodowej, że nie należy do rzeszy „yes menedżerów", przed którymi jego były szef Zbigniew Jagiełło tak przestrzega w swojej książce: „(...) otaczanie się pochlebcami lub tchórzami, czyli przytakującymi i bojącymi się podejmowania decyzji „yes menedżerami", jest najgorszym błędem lidera".
Sam Jagiełło przetrwał w PKO BP po zmianie władzy, bo był nie tylko wybitnym menedżerem w branży finansowej, który odmienił oblicze „zakurzonego molocha", ale także znał się z czasów wrocławskiej „Solidarności Walczącej" z Mateuszem Morawieckim, więc bardzo długo utrzymywał polityczny parasol, tak niezbędny, kiedy sprawuje się stanowisko kierownicze w spółce kontrolowanej przez państwo.
Z kolei Rafał Antczak trafił do PKO BP już po zmianie władzy w 2017 roku, niedługo po tym, jak nie udało mu się zostać prezesem Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, po nagłym odwołaniu b. prezes Małgorzaty Zaleskiej. W tle była walka politycznych koterii nowej władzy, bo tajemnicą poliszynela jest, że Rafał Antczak kojarzony był jako człowiek – wówczas - wicepremiera Mateusza Morawieckiego, a zablokować jego zatwierdzenie na stanowisko prezesa GPW próbowały siły związane z tzw. „starym zakonem" partyjnym, którym nie podobało się, jak młody wicepremier pochodzący z komercyjnego banku budował swoją strefę wpływów. Niezależnie od tego, Rafał Antczak także nie był człowiekiem znikąd albo czystym politycznym nominantem, tylko naukowcem i cenionym analitykiem, np. w firmie doradczej Delloite. Towarzysząca odwołaniom Papierskiego i Antczaka nagła dymisja prezesa Jana Emeryka Rościszewskiego, związanego z bankiem od pięciu lat, o którym dobre zdanie miał b. prezes Jagiełło, tylko wzmaga wątpliwości, co do charakteru personalnego trzęsienia ziemi w największym państwowym banku w Polsce.