Polski Ład jest etykietą kolejnej akcji propagandowej partii rządzącej, która w zamyśle ma być kontynuacją gruntownej przebudowy naszego systemu ekonomiczno-społecznego. Piszę „etykietą", bo w treści jest to dalszy ciąg chaotycznych działań zapowiedzianych, a często rozpoczętych w ramach innych podobnych „projektów", np. Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, Krajowego Planu Odbudowy itp. To, co w Polskim Ładzie jest nowe, to kompleksowa reforma podatkowa, którą opakowuje się w kilka warstw różnokolorowych narracji.
Reforma była potrzebna...
Polski system podatkowy wymagał głębokiej reformy od lat. Tworzony niezależnie od tego, kto rządził, na zasadzie pachworka, wyglądał jak domek Gargamela. Składka zdrowotna pomieszana z podatkiem dochodowym, ale z jakimś komponentem dopłaty, nadmierne relatywne obciążenie najmniej zarabiających, mała progresja dochodowa PIT, kuriozalny podatek liniowy od umów o zarządzanie, „dziurawe" ozusowanie umów.
To tylko niektóre z wielu słabości tego, co było, a w zasadzie jest nazywane szeroko rozumianym systemem podatkowym. Stąd pomysł, by przeprowadzić generalną reformę tego systemu, nie powinien być bardzo zaskakujący. Oczywiście każda zmiana podatków z jakimś efektem redystrybucyjnym w każdym kraju wywoła opór tych, co tracą. Ale bez tego nie ma realnej zmiany. Chodzi o skalę tej redystrybucji, sposób jej prezentacji i uzasadnienia oraz moment jej przeprowadzenia. Pomijam tu skuteczność instrumentarium regulacyjno-politycznego, bo to jest rozważanie na oddzielną analizę.
...ale nie taka...
Dlaczego zatem reforma podatkowa zaproponowana w ramach Polskiego Ładu, nawet po jej fragmentarycznych korektach, jest tak źle przyjmowana?
1.W ramach polityki komunikacyjnej PiS, praktykowanej, od kiedy ta partia rządzi, została nazwana po orwellowsku. Czyli nazwa ma „ściemniać", a nie wyjaśniać treść. Cały moduł podatkowy Polskiego Ładu, który jest rdzeniem programu, prezentowany jest jako jedno z wielu działań, i to wcale nie najważniejsze.