W najbliższych dniach deweloperzy związani z rynkiem kapitałowym będą publikować dane o sprzedaży mieszkań w II kwartale, co w pewnym stopniu pokaże wpływ pandemii i lockdownu na branżę.
Informacje ze spółek nie są do końca miarodajne, ponieważ w większości przypadków obejmują lokale sprzedane umowami deweloperskimi. Tymczasem do najciekawszych ruchów może dojść (i – jak pokazują wstępne dane – faktycznie doszło), jeśli chodzi o łatwiejsze do anulowania umowy rezerwacyjne.
Niepewność na rynku
Kryzys w branży deweloperskiej to zarówno ryzyko spadku sprzedaży nowych mieszkań, jak i jeszcze bardziej ryzyko wycofywania się klientów z już zawartych umów i powrót lokali do oferty. Szczególnie że przed zatrzymaniem przez pandemię w połowie marca rynek był wyjątkowo rozgrzany – sprzedaż w I kwartale tego roku była tylko nieco niższa od rekordowego IV kwartału 2017 r. – mimo wyższych cen i braku wsparcia w postaci programu takiego jak „Mieszkanie dla młodych".
Niebawem szerszy obraz rynku powinny pokazać dane gromadzone co kwartał przez firmę JLL o sprzedaży lokali w sześciu głównych aglomeracjach: Warszawie, Wrocławiu, Trójmieście, Krakowie, Łodzi i Poznaniu. Firma jako sprzedaż uwzględnia zarówno umowy deweloperskie, jak i płatne umowy rezerwacyjne.
– Poprzednie doświadczenia nauczyły nas, że zwroty (tak w słowniku zespołu mieszkaniowego JLL określane są mieszkania, które wracają do oferty dewelopera, ponieważ nabywcy zrezygnowali z ich zakupu – nawet jeśli wcześniej zawarli umowę rezerwacyjną i wpłacili niezbędną kwotę czy nawet zawarli już umowę deweloperską – red.) są jednym z istotnych źródeł niepokoju. Im większy bowiem był sukces sprzedażowy w miesiącach bezpośrednio poprzedzających kryzys, tym większy niepokój, że klienci wycofają się ze swoich niedawnych decyzji – podkreśliła Katarzyna Kuniewicz, szefowa zespołu badań i analiz rynku mieszkaniowego.