Ale. jak mówi Barbara Bugaj, skutki i czas, w jakim wirus będzie wpływał na naszą gospodarkę, trudno przewidzieć. - Możemy się jedynie pokusić o prognozowanie zachowań konsumenckich w obliczu zmian. Im dłużej będzie trwała epidemia, tym bardziej napięte będą relacje gospodarcze - mówi. - Zastój w eksporcie i imporcie, możliwe wyhamowanie produkcji, straty w handlu to wszystko prędzej czy później przełoży się na nastroje konsumenckie, które, jak wnioskujemy, już spadają. Jeszcze niedawno najbardziej prawdopodobnym scenariuszem dla rynku mieszkaniowego była kontynuacja wzrostów cen mieszkań - utrzymujący się popyt. - To właśnie ten popyt składający się z kupujących na własne potrzeby, jak i inwestycyjnie, napędzał rynek nieruchomości. Teraz na rynku pojawił się czarny łabędź, nagłe, odciekające duże piętno wydarzenie, które jest nie do przewidzenia. Zakładając zmiany w polskiej mieszkaniówce, bierzemy pod uwagę krótkotrwały i długotrwały wpływ wirusa na polską gospodarkę, a co za tym idzie na zachowania konsumentów.
Barbara Bugaj podkreśla, że w sytuacji gwałtownego pogarszania się perspektyw dla gospodarki światowej zmianie ulegają również prognozy dla Polski. - Ekonomiści dokonują rewizji swoich szacunków. Obecne prognozy wskazują, że tempo wzrostu PKB dla Polski w bieżącym roku może wynieść od 2,7 do nawet poniżej 2 proc. w scenariuszu negatywnym. Choć jest to skala trudna do oszacowana ze względu na dynamikę zmian - zastrzega. - W takiej perspektywie powyższe zmiany będą musiały odbić się również na popycie w sektorze mieszkaniowym. Retoryka RPP w sprawie pozostawienia stóp na stabilnym poziomie się nie zmieniła. Choć pojawiają się sygnały, że w obliczu trudnej sytuacji Rada Polityki Pieniężnej może obniżyć stopy procentowe, aby wspomóc gospodarkę. Może to jednak nie wystarczyć do tego, aby nastroje konsumenckie wróciły na dotychczasowy wysoki poziom.
Jak mówi ekspertka SonarHome, skala wpływu epidemii koronawirusa na polski rynek mieszkaniowy będzie zależała od czasu jej trwania. - Zakładamy, że pierwszą reakcją na naszym rynku będzie wyhamowanie sprzedaży. W sytuacji, gdy konsumenci skupiają się na tym, aby mieć dostęp do artykułów potrzebnych do codziennej egzystencji, będziemy obserwować mniejsze zainteresowanie poszukiwaniem nieruchomości. Wiele firm już wprowadziło rekomendację pracy zdalnej oraz ograniczenie przebywania w większych skupiskach ludzkich: miejscach publicznych, komunikacji miejskiej - mówi. - Dojdzie więc do spadku liczby prezentacji mieszkań czy wizyt w biurach sprzedaży. Osoby, które nie są zmuszone do zakupu nieruchomości, odłożą tę decyzję w czasie.
- Pierwszą reakcją na epidemię najprawdopodobniej będzie zmniejszony obrót na rynku nieruchomości mieszkaniowych. Gdy rynek będzie hamował, ceny nie muszą od razu spadać - ocenia Mateusz Romanowski założyciel SonarHome. - Zakładamy, że w początkowym stadium wyhamowania sprzedaży, będziemy obserwować stabilizację lub ograniczenie wzrostu cen mieszkań do minimum. Nie wykluczamy jednak przejściowego spadku cen spowodowanego zastojami transakcji w niektórych segmentach rynku. W scenariuszu optymistycznym szybkie działania prewencyjne rządu mogą pomóc w skróceniu skutków epidemii. Istnieje możliwość, że wyhamowanie obrotu potrwa zaledwie dwa - trzy miesiące. Przy czym będziemy obserwować niższą liczbę transakcji i stabilizację cen mieszkań. Po stopniowym wygaszaniu epidemii, mogłoby dojść również do odbicia w drugiej połowie roku lub w ostatnim kwartale, szczególnie gdy wcześniejszemu obniżeniu uległaby stopa referencyjna NBP.
Eksperci zauważają, że dzisiejsza sytuacja wymusza zmiany w obsłudze rynku nieruchomości, co oznacza, że digitalizacja procesu sprzedaży w dobie koronawirusa, jest odpowiedzią na zapotrzebowanie strony sprzedającej. - Od początku naszej działalności chcieliśmy być przygotowani do działania zarówno na rozgrzanym rynku jak i w czasie pogorszenia koniunktury, choć nie mogliśmy wiedzieć, że ten moment przyjdzie tak szybko, przygotowaliśmy strategię i na taką okoliczność. Zainwestowaliśmy w narzędzie do automatycznej wyceny online oraz stworzyliśmy nowy proces sprzedaży, ograniczając w ten sposób liczbę spotkań i skracając formalności do minimum. Dlatego na odwrócenie trendu i obsługę sprzedających jesteśmy gotowi - mówi Mateusz Romanowski. - W scenariuszu pesymistycznym światowa i krajowa gospodarka zwolni na tyle, że odbije się to w dużej skali na zachowaniach konsumenckich, a skutki epidemii będziemy odczuwać dużo dłużej niż trzy miesiące. Spadek nastrojów będzie się objawiał w niechęci do ponoszenia wysokich wydatków przez społeczeństwo, taką kapitałochłonną inwestycją jest np. kupno mieszkania.
Czarny scenariusz kwarantanny całych miast może odbić się na poczuciu niepewności w społeczeństwie, co za tym idzie - zatrzymaniu popytu. - W takim wypadku średni czas sprzedaży mieszkania ulegnie wydłużeniu, co oznacza, że sprzedający mieszkania dłużej będą czekali na znalezienie kupującego i transakcję. Ci, których sytuacja życiowa zmusza do sprzedaży nieruchomości będą mogli zatem podjąć decyzję o obniżeniu ceny ofertowej, a ich otwartość na negocjacje będzie większa. Dziś trudno jest sobie wyobrazić sytuację spadku cen mieszkań. Jednak w przypadku tych lokali, na które popyt nawet w sytuacji dużego rozgrzania rynkowego był niższy (czyli np. lokale o większej powierzchni 70mkw. i więcej) istnieje prawdopodobieństwo korekty cenowej. To znaczy, że ten segment powierzchniowy odczuje zmiany jako pierwszy. W pesymistycznym scenariuszu nie wykluczamy spadku cen mieszkań w skali roku, jednak na chwilę obecną zakładamy, że mógłby on wynieść kilka procent (2-4 proc.)- szacuje Barbara Bugaj.