Po ubiegłorocznych aferach GetBacku i Komisji Nadzoru Finansowego rynek obligacji korporacyjnych został na jakiś czas zamrożony. W ostatnim czasie widzimy jednak coraz więcej emisji i ich zapowiedzi, także wśród deweloperów, dla których obligacje są ważnym źródłem finansowania. Czy można już mówić, że rynek odżył?
Od listopada ubiegłego roku do lutego tego roku praktycznie nic się nie działo na rynku długu korporacyjnego. W marcu, kwietniu zaczęliśmy obserwować zdecydowane ożywienie, także jeśli chodzi o deweloperów. Nastroje się poprawiły, trochę pieniędzy napłynęło do funduszy obligacji, co uaktywniło emitentów. Za nami m.in. pierwsza emisja PHN o wartości 160 mln zł, emisje Atalu na 100 mln zł czy LC Corpu na 60 mln zł. A więc mamy ożywienie, ale nie prosperity jak przed aferami – warunki są mniej korzystne dla spółek: trzeba oferować wyższe marże, czasem zabezpieczenia, krótszy okres do zapadalności czy amortyzacji (zobowiązanie do sukcesywnego wykupu określonej wartości długu – red.). Myślę, że jeszcze wiele czasu upłynie, zanim parametry wrócą do wcześniejszych poziomów.
Warunki są gorsze dla emitentów, ale lepsze dla nabywców. Deweloperzy kierują emisje do inwestorów instytucjonalnych, ale papiery można kupić w obrocie wtórnym, na Catalyst. To często obligacje o wartości nominalnej rzędu 1 tys. zł. Na co powinien zwracać uwagę ktoś, kto zechce zainwestować w taki papier?
Mamy niewątpliwie rynek inwestora.
Inwestorzy indywidualni zainteresowani Catalyst powinni selektywnie podchodzić do spółek, poznać ich historię kredytową, strukturę i zapadalności długu, perspektywy generowania gotówki. Trzeba przeanalizować inwestycje dewelopera pod kątem lokalizacji i terminu oddania, tempa sprzedaży. Ważna jest też ocena jakości banku ziemi, czy deweloper ma możliwość szybkiego wykorzystania tych zasobów – dziś problemem są terminy uzyskiwania pozwoleń.