Gdy do rezydencji prezydenta Białorusi w piątek zawitała delegacja z Rosji na czele z gubernatorem obwodu archangielskiego Igorem Orłowem, Aleksandrowi Łukaszence niespodziewanie zadzwonił telefon. Goście musieli poczekać, bo po drugiej stronie słuchawki był Władimir Putin. Gdy w końcu drzwi sali się otworzyły i pojawił się rządzący od ćwierćwiecza białoruski przywódca, nie ukrywał, że już dawno nie miał tak dobrego humoru. Postanowił natychmiast podzielić się dobrymi wieściami, korzystając z obecności kamer telewizyjnych. Przekazał więc treść rozmowy z gospodarzem Kremla, z której wynikało, że Rosja skapitulowała w trwającym od ponad roku sporze wokół cen surowców energetycznych i „głębszej integracji" krajów.
Rachunek Mińska
Z relacji Łukaszenki wynika, że Putin zadeklarował kompensację Białorusi strat z powodu wdrożonego w styczniu ubiegłego roku tzw. manewru podatkowego w rosyjskim sektorze naftowym. Przez niego cena rosyjskiej ropy dla dwóch białoruskich rafinerii (w Mozyrzu i Nowopołocku) znacząco zaczęła rosnąć i w ciągu kilku lat ma dojść do poziomu światowego. – Padła taka propozycja. To już jakaś droga do zakończenia sporów. Jeżeli chodzi o ropę, Rosja jest gotowa zachować nam ubiegłoroczne ceny surowca. To ruch naprzód, teraz to wszystko podliczymy – mówił prezydent Białorusi do siedzących na sali gości z obwodu archangielskiego. Łukaszenko zaczął wystawiać rachunki Rosji już prosto na sali. Najpierw rzucił kwotę w wysokości 300 mln dolarów, którą według niego straciła Białoruś z powodu droższej rosyjskiej ropy w ubiegłym roku. Jakby tego było mało, nagle przeskoczył na temat gazu.
Według niego z powodu taniejącego gazu na światowych rynkach Białoruś powinna płacić Rosji nie 127 dolarów za m. sześc. surowca jak obecnie, lecz „około 90 dolarów". – Jeżeli spadła światowa cena ropy, oznacza to, że spadła też cena gazu ziemnego. Dlatego dzisiaj na świecie nie ma już ceny 127 dolarów – mówił. Mińsk i Moskwa wciąż nie podpisały umowy dotyczącej tegorocznej ceny surowca.
Tuż po zakończeniu spotkania z rosyjskimi gośćmi białoruski prezydent dostał od swoich współpracowników przygotowaną teczkę „strat". Był tam już nieco większy rachunek, który Białoruś wystawiła Rosji. Straty z powodu droższej rosyjskiej ropy już oszacowano nie na 300 mln dolarów, jak przed chwilą mówił Łukaszenko, ale na 420–430 mln. dolarów. – Putin powiedział, że to sprawiedliwe podejście i że kompensują te straty kosztem rosyjskich korporacji – oznajmił.
– Łukaszenko odniósł niewielkie zwycięstwo, ponieważ Rosja poszła na ustępstwa. Wygląda na to, że Białoruś wyjdzie z tej wyjątkowo trudnej sytuacji. Moskwa wykręcała Łukaszence ręce, ale w końcu przekonała się, że nie ustąpi – mówi „Rzeczpospolitej" Iosif Siaredzicz, redaktor niezależnej białoruskiej gazety „Narodnaja Wola". – W przeciwnym wypadku Rosja mogła stracić jedynego sojusznika przy swoich zachodnich granicach – dodaje.