Niemcy, sojusznik nieodzowny

Antyniemiecka kampania Andrzeja Dudy ledwo co się skończyła, a już w Polsce zjawiła się szefowa CDU.

Aktualizacja: 17.07.2020 05:46 Publikacja: 16.07.2020 18:33

Ministrowie obrony Annegret Kramp-Karrenbauer i Mariusz Błaszczak podczas środowego spotkania w Wars

Ministrowie obrony Annegret Kramp-Karrenbauer i Mariusz Błaszczak podczas środowego spotkania w Warszawie.

Foto: Twitter/MON

To sytuacja jak w wielu starych małżeństwach: miłość wyparowała, nie ma erotycznych uniesień, ale pozostały wspólne dzieci, dom, kredyt, wspomnienia... I wielkie przywiązanie.

W ostatnich tygodniach Andrzej Duda sprawił Niemcom wiele przykrości. W Waszyngtonie stał u boku Donalda Trumpa, gdy ten oskarżał Berlin o „przestępstwo", jakim mają być zbyt małe wydatki na obronę (choć polski prezydent apelował o utrzymanie wojsk USA w Europie). Później Duda zarzucał Niemcom próbę wpływania na wybory w Polsce przez media z udziałem kapitału niemieckiego. Z tego powodu do MSZ został wezwany charge d'affaires RFN, a nowy ambasador, baron von Loringhoven, od siedmiu tygodni czeka na aprobatę polskich władz. Mimo to już w środę z pierwszą wizytą po pandemii właśnie do Warszawy przyleciała minister obrony i szefowa rządzącej CDU Annegret Kramp-Karrenbauer (AKK).

Niemcy już wiele miesięcy temu nie tylko pogodziły się z tym, że PiS pozostanie na dłużej u władzy, ale uznały również, że współdziałanie z naszym krajem jest niezbędne dla obrony fundamentalnych interesów narodowych Berlina.

Jakich? Na pierwszym miejscu chodzi o przetrwanie Unii. Sytuacja gospodarcza, społeczna, a wkrótce być może i polityczna na południu Europy jest tak dramatyczna, że konieczne jest szybkie uruchomienie programu pomocowego. Stąd pomysł, aby zrezygnować z wiązania wypłaty unijnych pieniędzy z przestrzeganiem zasad praworządności w Polsce i na Węgrzech, co oddali ryzyko zawetowania funduszu odbudowy przez oba kraje.

Dalej bezpieczeństwo. W Berlinie panuje przekonanie, że wycofanie wojsk USA to nie tylko obsesja Donalda Trumpa. To samo będzie robił Joe Biden, jeśli w listopadzie wygra wybory. Bo Ameryka chce rzucić wszystkie ręce na pokład w starciu z Chinami.

W Warszawie AKK zapowiedziała, że do 2030 r. Niemcy przejmą 10 proc. nakładów NATO na obronę, co odpowiadałoby dziś ok. 100 mld euro rocznie. Chodzi o kwotę równą łącznym wydatkom na wojsko Francji i Wielkiej Brytanii, ośmiokrotnie większą niż budżet MON. Ale pomni doświadczeń historii Niemcy nie chcą grać na tym polu w pojedynkę: minister podkreślała, że NATO pozostaje fundamentem bezpieczeństwa kontynentu i tylko w jego ramach trzeba rozwijać europejską obronność. W ten sposób, gdyby za dziesięć lat Ameryki nie było, Europa będzie gotowa działać sama.

Wreszcie gospodarka. W czasie pandemii Polska stała się czwartym po Holandii, Chinach i USA eksporterem na niemiecki rynek i może okazać się głównym beneficjentem relokacji niemieckich inwestycji z Chin w ramach resetu globalizacji. Z takiego partnera się nie rezygnuje.

Polska odpowiedź na ofertę Berlina na razie napawa optymizmem. Warszawa sygnalizuje gotowość do udziału we francusko-niemieckim projekcie budowy europejskiego czołgu. Z naszych informacji wynika, że baron von Loringhoven wkrótce otrzyma zgodę. Polska jest też gotowa współdziałać ze sprawującymi przewodnictwo w Unii Niemcami w skuteczniejszej polityce zagranicznej wobec USA, Rosji, Chin czy Turcji.

W obliczu kryzysu współpraca z zachodnim sąsiadem jest warunkiem wyprowadzenia polskiej gospodarki na prostą. Zaś brak postępów w budowie Fortu Trump musi skłaniać do myślenia o alternatywnych rozwiązaniach.

Ale polska polityka jest w tej chwili bardzo rozchwiana. Mówi się o rekonstrukcji rządu, być może utwardzeniu polityki zagranicznej. Otwarta pozostaje kwestia „repolonizacji" mediów, nowego frontu sporu z Niemcami.

Kluczową kwestią pozostaje ocena stosunków z zachodnim sąsiadem przez Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS poczuł się oszukany, gdy Angela Merkel wbrew, jak uważa, złożonym obietnicom, forsowała Donalda Tuska na drugą kadencję na czele Rady Europejskiej. Jego zdaniem Niemcy wciąż nie traktują Polski jak równego partnera, któremu nie tylko narzuca się swoje koncepcje, ale też wobec którego idzie się na ustępstwa. To pcha ku twardej grze.

Przyjęcie przez Polskę niemieckiej oferty nie będzie więc łatwe, podobnie jak Niemcom przychodzi z trudem widzieć w naszym kraju równego sobie. Ale jeśli się nie uda, straty dla Warszawy, Berlina i całej Europy będą ogromne.

To sytuacja jak w wielu starych małżeństwach: miłość wyparowała, nie ma erotycznych uniesień, ale pozostały wspólne dzieci, dom, kredyt, wspomnienia... I wielkie przywiązanie.

W ostatnich tygodniach Andrzej Duda sprawił Niemcom wiele przykrości. W Waszyngtonie stał u boku Donalda Trumpa, gdy ten oskarżał Berlin o „przestępstwo", jakim mają być zbyt małe wydatki na obronę (choć polski prezydent apelował o utrzymanie wojsk USA w Europie). Później Duda zarzucał Niemcom próbę wpływania na wybory w Polsce przez media z udziałem kapitału niemieckiego. Z tego powodu do MSZ został wezwany charge d'affaires RFN, a nowy ambasador, baron von Loringhoven, od siedmiu tygodni czeka na aprobatę polskich władz. Mimo to już w środę z pierwszą wizytą po pandemii właśnie do Warszawy przyleciała minister obrony i szefowa rządzącej CDU Annegret Kramp-Karrenbauer (AKK).

Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Jak powstają zdjęcia, które przechodzą do historii?
Kraj
Polscy seniorzy: czują się młodziej niż wskazuje metryka, chętnie korzystają z Internetu i boją się biedy, wykluczenia i niedołężności
Kraj
Ruszył nabór wniosków o świadczenia z programu Aktywny rodzic.
Kraj
Kongres miejsc pamięci jenieckiej: dziedzictwo i strategie dla przyszłości
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kraj
Poznaliśmy laureatów konkursu Dobry Wzór 2024