Po wylądowaniu samolotu w Mińsku okazało się, że alarm bombowy był fałszywy. Władze Białorusi zatrzymały jednak jednego z pasażerów samolotu - opozycyjnego dziennikarza Romana Protasiewicza.
- To zjawisko zahacza o piractwo powietrzne, w tym wypadku w państwowym wydaniu - stwierdził były prezydent.
Komorowski ocenił też, że "doczekaliśmy się jako Polska, że na zasadzie 'na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą', nawet Białoruś pozwala sobie na spektakularne lekceważenie Polski". - To są linie, które obsługują też loty z państwa polskiego - tłumaczył (zmuszony do lądowania samolot był zarejestrowany w Polsce - red.).
- Trzecia myśl to taka, że obecna władza, która wiele wysiłku włożyła w to przez wiele lat, aby zdeprecjonować znaczenie integracji europejskiej, kiedy przychodzi co do czego jest bezradna i jak do pani matki zgłasza oczekiwania: niech UE to załatwi - dodał były prezydent.