Sprawę opisuje w środę „Gazeta Wyborcza”. W grudniu zeszłego roku prokuratura postawiła zarzuty byłemu księdzu Krzysztofowi G. co najmniej kilkudziesięciu gwałtów na byłym ministrancie. Do zdarzeń miało dochodzić w latach 2001-2013, a chłopak był wykorzystywany kilkadziesiąt razy. W zarzutach prokuratura pisała m.in. o wywożeniu ministranta do lasu, biciu po twarzy i gwałceniu.
- Oprócz co najmniej kilkudziesięciu gwałtów, byłemu księdzu zarzucono również to, że co najmniej kilkadziesiąt razy nadużył stosunku zależności między nim, a ministrantem. Wykorzystał również jego trudną sytuację życiową oraz późniejsze uzależnienie od alkoholu i doprowadzał do obcowania płciowego. Podejrzany nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień - mówił w grudniu prokurator Michał Smętkowski, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej.
Postępowanie kanoniczne poznańskiej kurii zakończyło się wydaleniem Krzysztofa G. ze stanu duchownego. Jednak księża z sądu kościelnego, który ukarał G., w prokuraturze stwierdzili, że nie mogą niczego zeznać. Przekonywali, że chroniła ich tajemnica zawodowa. Sąd w Chodzieży zwolnił z tajemnicy najpierw ich, a później także arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. Kuria stwierdziła wówczas, że dokumenty w sprawie G. zostały już wysłane do Watykanu. Prokuratura nie zdecydowała się na przeszukanie kurii, choć domagali się tego pełnomocnicy byłego ministranta.
„Gazeta Wyborcza” ujawniła w środę, że abp Gądecki zatrudnił Krzysztofa G. jako magazyniera w diecezjalnym archiwum akt dawnych. Sprawa wyszło na jaw, gdy prokurator zapytał G. o miejsce pracy.
Według ks. Macieja Szczepaniaka, rzecznika poznańskiej kurii, była to tylko tymczasowa pomoc dla G., który został magazynierem do czasu, aż znajdzie sobie inną pracę. Jednak były ksiądz pracuje tam już ponad rok. „Tego rodzaju praca w miejscu bez kontaktu z dziećmi czy młodzieżą nie niesie za sobą zagrożeń i jest też formą społecznej prewencji” - napisał rzecznik. Dodał, że nie należy łączyć odmowy wydania dokumentów prokuraturze z zatrudnieniem G.