Ukraińska Rada Najwyższa debatuje na temat budżetu kraju na 2025 rok. Rządowy projekt zakłada, że ponad 41 proc. przyszłorocznych wydatków państwa będzie pokrytych dzięki zagranicznym dotacjom, grantom i kredytom. W sumie chodzi o prawie 39 mld dolarów, z których Ukraina będzie wypłacała m.in. emerytury, ale też wynagrodzenia np. nauczycieli czy lekarzy.
„Problem polega na tym, że zagwarantowano około połowy tej kwoty” – pisze znany ukraiński portal RBC Ukraina.
Dziura w budżecie Ukrainy. Kijów liczy na UE i USA
Część pieniędzy (ponad 12 mld euro) ma przyjść z Unii Europejskiej (m.in. w ramach programu Ukraine Facility), część (1,8 mld dol.) przeleje Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Co prawda podczas wizyty w Kijowie przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiadała udzielenie 35 mld euro pożyczki unijnej (pod gwarancje zamrożonych rosyjskich aktywów), ale szczegółów tej propozycji na razie nie ujawniono. Skąd Ukraina więc weźmie brakujące ponad 20 mld dol.?
Czytaj więcej
- Ukraina musi pozyskać z zewnątrz około 40 mld dolarów na prowadzenie wojny z Rosją. Ponad połowa z tej sumy to pieniądze, które nie są pewne. Mamy dzisiaj dużo znaków zapytania jeśli chodzi o Ukrainę – mówi Rusłan Szoszyn, dziennikarz Rzeczpospolitej.
– Tych pieniędzy na razie nie mamy. Będziemy musieli jeszcze o nie zawalczyć i na tym polega ryzyko. Liczymy na to, że tych środków udzielą Unia Europejska i Stany Zjednoczone. Ale to stoi pod znakiem zapytania. Czy USA będą nas wspierać w przyszłym roku, jeżeli wybory wygra Donald Trump? Tego nie wiemy – mówi „Rzeczpospolitej” Ołeksandr Ochrimenko, znany kijowski ekonomista. Jak twierdzi, stąd wynika dyplomatyczna ofensywa Kijowa i „plan zwycięstwa”, z którym ostatnio prezydent Wołodymyr Zełenski udał się do USA. – Szef biura prezydenta zapowiedział ujawnienie części tego planu. Ale już wiadomo, że jeden z najważniejszych punktów dotyczy pieniędzy niezbędnych do kontynuowania wojny – dodaje.