Podpalanie Rosji. Fala ataków na wojskowe komisje rekrutacyjne

W ciągu dwóch dni próbowano podpalić nie mniej niż 20 komisji werbunkowych. Ale ataki nie były spowodowane sprzeciwem wobec wojny z Ukrainą.

Publikacja: 02.08.2023 15:48

Plakat werbunkowy do rosyjskiej armii na jednej ścian w Sankt Petersburgu

Plakat werbunkowy do rosyjskiej armii na jednej ścian w Sankt Petersburgu

Foto: AFP

Podpalacze atakowali w całej Rosji, od Petersburga po Buriację. W niektórych miejscach (np. w Petersburgu czy Moskwie) nawet dwukrotnie. Znaczną część podpalaczy („łatwowiernych podpalaczy” – jak nazwał ich jeden z rosyjskich portali) stanowią emeryci, niektórzy nawet po osiemdziesiątce.

Wszystkich szybko łapano i wtedy się okazywało, że byli szantażowani przez jakichś telefonicznych oszustów. Ci, w zamian za umorzenie kredytów, niewszczynanie spraw sądowych etc. kazali im … podpalać komisje rekrutacyjne.

Odwracanie uwagi

Dobrze to chyba ilustruje przypadek 53-letniego mieszkańca Petersburga, który w centrum miasta rzucił dwie butelki z koktajlem Mołotowa w budynek komisji rekrutacyjnej. Podobno od połowy lipca dzwonili do niego telefoniczni oszuści, którzy namówili ofiarę na wzięcie kilku kredytów.

Czytaj więcej

Moskwa nie jest w stanie się obronić przed dronami

Potem skontaktował się z nim „pracownik służby bezpieczeństwa banku German Aleksandrowicz” i zaproponował pomoc w biedzie, jaką już się stały spłaty wziętych kredytów. German zaproponował ofierze rozmowę z kolejną osobą, która „mogłaby pomóc” – „oficerem kontrwywiadu FSB Kolesnikowem”.

A ten za pomoc w „spisaniu kredytów” zażądał pomocy w śledztwie (!) w sprawie „korupcji wśród pracowników komisji rekrutacyjnej”. Ofiara miała podpalić budynek, by odwrócić ich uwagę, a w tym czasie oficerowie FSB mieli ukraść potrzebne im dokumenty.

No i 53-latek rzucił butelki z koktajlami Mołotowa w budynek, a teraz grozi mu do 10 lat więzienia.

Ale zazwyczaj intrygi nie były tak skomplikowane. W Możajsku, w pobliżu Moskwy 45-letnia kobieta próbowała podpalić komisję werbunkową, bo oszuści przekonali ją, że tam siedzą przestępcy, którzy próbowali wziąć kredyt na jej nazwisko, a teraz należy ich wywabić z budynku. Rzucając w niego koktajlem Mołotowa.

W pobliżu zaś Petersburga w środę 76-letni emeryt próbował podpalić siedzibę komisji „na polecenie pracownika Centralnego Banku Rosji”.

W Wołgogradzie (dawnym Stalingradzie) butelki z mieszaniną zapalającą próbowała rzucać 82-letnia emerytka, która sama jest przewodniczącą organizacji Dzieci Wojennego Stalingradu.

Młodzież też podpala komisje poborowe

Ale w Baszkirii budynek miejscowej komisji próbowała podpalić 18-letnia sprzedawczyni ze sklepu z dziecięcą odzieżą w stolicy republiki Ufie. 17-latka zaś w syberyjski Aginsku rzuciła butelkę zapalającą w budynek komisji, bo „tam siedzi zdrajca, która ukraińskiemu wywiadowi przekazuje dane mieszkańców służących na Ukrainie”.

Kto stoi za kulisami podpaleń

- Najwyraźniej za tym (serią podpaleń - red.) stoi jakaś jednocząca siła z jakimś centrum – sądzi adwokat Jewgienij Smirnow z organizacji obrony praw człowieka „Pierwyj otdieł” („Wydział pierwszy”). Ale nie wiadomo, kto to jest. Czy to ukraiński wywiad, jak twierdzi rosyjska propaganda opisując służące do tego różne "call-centry" na Ukrainie. Czy może jednak rosyjskie służby specjalne różnej maści.

Sam Smirnow przypomina serię spraw związanych z „próbą przejścia na stronę przeciwnika” czyli wyjazdu na Ukrainę i zaciągnięcia się do oddziałów rosyjskich ochotników, by walczyć z rosyjską armią. Przynajmniej część tych spraw była prowokacjami rosyjskich służb.

- Oczywiście, oni nie dzwonią wprost do ofiary, ale działają subtelniej. Tygodniami, miesiącami zdobywają zaufanie prowadząc korespondencję z ofiarą na forach internetowych, tworząc sobie „idealną sprawę”. Zatrzymują człowieka bezpośrednio przed podpaleniem komisji wojskowej, czy przed wylotem z Rosji – na przykład do Turcji – i na podstawie tej korespondencji oskarżają o zdradę państwa – opisuje Smirnow sposoby działania rosyjskiej FSB.

Letnia kulminacja

Rzeczywiście, chyba tylko jednej osobie w ciągu dwóch dni udało się naprawdę podpalić budynek komisji, wszyscy pozostali byli łapani, nim tego dokonali.

Czytaj więcej

Wojna w Ukrainie. Walki w powietrzu zamiast na ziemi

W dodatku dokładnie wtedy, gdy Smirnow rozmawiał z  dziennikarzami, FSB poinformowała, że zatrzymała mieszkańca Tambowa, który jakoby chciał wyjechać z Rosji, by wziąć udział w wojnie po stronie ukraińskiej armii.

Nikt jednak nie jest w stanie wyjaśnić, dlaczego właśnie teraz nastąpiła kulminacja prób podpaleń. Ataki na komisje wojskowe trwały od początku wojny. Zresztą, w czasach pokoju również odnotowywano do kilkudziesięciu prób podpaleń takich instytucji. Ale wyłącznie w małych miejscowościach, położonych daleko od dużych centrów miejskich.

Po wybuchu wojny podpalacze pojawili się w większych miastach, ale dopiero teraz zaczęto atakować komisje w największych metropoliach, jak Petersburg czy Moskwa.

Podpalacze atakowali w całej Rosji, od Petersburga po Buriację. W niektórych miejscach (np. w Petersburgu czy Moskwie) nawet dwukrotnie. Znaczną część podpalaczy („łatwowiernych podpalaczy” – jak nazwał ich jeden z rosyjskich portali) stanowią emeryci, niektórzy nawet po osiemdziesiątce.

Wszystkich szybko łapano i wtedy się okazywało, że byli szantażowani przez jakichś telefonicznych oszustów. Ci, w zamian za umorzenie kredytów, niewszczynanie spraw sądowych etc. kazali im … podpalać komisje rekrutacyjne.

Pozostało 91% artykułu
Konflikty zbrojne
Stany Zjednoczone wiedziały o ataku Rosji. Moskwa wysłała ostrzeżenie
Konflikty zbrojne
Putin w orędziu do narodu: Rosja uderzyła w Ukrainę najnowszym systemem rakietowym
Konflikty zbrojne
Wojna w Ukrainie: Rakietowe uderzenia na obwód kurski i mściwy szantaż Putina
Konflikty zbrojne
Atak rakietowy na Dniepr. Rosja nie użyła pocisku balistycznego ICBM?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Konflikty zbrojne
Ukraina zaatakowana przez Rosję pociskiem międzykontynentalnym