– Nikt poza kryminalistami nie będzie handlował z takim krajem – stwierdził znawca Rosji, szwedzki ekonomista Anders Aslund.
Do eksplozji na trzech z czterech nitek gazociągów Nord Stream 1 i 2 doszło tuż poza wodami terytorialnymi Danii, w pobliżu Bornholmu. Na pierwszym na północny wschód od wyspy, na drugim – na południe od niej.
Szwedzcy sejsmolodzy zarejestrowali wybuchy na kilkunastu swych stacjach sejsmologicznych. Jeden z nich ocenili jako równowartość 100 kilogramów trotylu. Jako pierwsze o awarii poinformowały rządy Szwecji i Danii. Właściciel gazociągów Gazprom zauważył problem dopiero po nich, mimo że na bieżąco kontroluje ciśnienie w gazociągach.
Kto zawinił
W sierpniu sam rosyjski koncern przerwał dostawy Nord Streamem 1 (Nord Stream 2 nigdy nie został dopuszczony do eksploatacji). Ale w obu rurociągach był gaz, by równoważyć ciśnienie wody. „Zniszczenia, do jakich doszło w jeden dzień (…), mają bezprecedensowy charakter” – oświadczyła spółka Gazpromu Nord Stream AG zarządzająca gazociągami. Początkowo eksperci mówili, iż „nie można określić, jak długo potrwa remont”, później pojawiły się opinie, że rury w ogóle nie nadają się do naprawy.
Czytaj więcej
Według rosyjskich ekspertów z rurociągów gazociągu północnego wyciekło do 0,5 miliarda metrów sześciennych gazu technicznego. Był to ostatni gaz, który Gazprom mógł tymi gazociągami wpompować do Unii. Niebawem może też stanąć przesył przez Ukrainę.