Czy to, co obserwujemy od kilku dni na okupowanych częściach obwodów donieckiego, ługańskiego, chersońskiego i zaporoskiego, można nazwać referendum?
Oczywiście, że nie. To nie ma nic wspólnego z definicją słowa „referendum”. Nie uznawaliśmy, nie uznajemy i nie będziemy uznawać żadnych kroków, których Rosja dokonuje na naszym terytorium. To jest sprzeczne zarówno z prawem ukraińskim, jak i międzynarodowym. Reakcja świata też już jest. Wielka Brytania wprowadziła z tego powodu kolejne sankcje. Jest odpowiednie oświadczenie Stanów Zjednoczonych i innych czołowych państw świata.
Czytaj więcej
Od tygodnia w Dagestanie trwają protesty przeciw mobilizacji, które od niedzieli zamieniły się w rozruchy.
Chyba są też tacy, którzy przeszli na stronę Rosjan na okupowanych terenach i organizują te pseudoreferenda?
Czeka tych ludzi postępowanie karne i zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Dla kolaborantów litości nie będzie, prędzej czy później trafią za kraty. Wiedzieli, na co się piszą. Takich ludzi nie jest dużo, a po skutecznym kontrataku ukraińskim w obwodzie charkowskim jest ich jeszcze mniej. Bo zrozumieli, że Rosja tam nie przyszła na zawsze. Mamy dane wywiadu i z nich wynika, że lokalni mieszkańcy masowo odmawiają współpracy z Rosjanami. Nie mogli znaleźć chętnych nawet do noszenia skrzynek. Znamy przypadki, gdy ludzi zmuszano do udziału w tak zwanym referendach. Pozbawiano pomocy humanitarnej albo pomocy medycznej. Zmuszają do tego emerytów, którzy od miesięcy nie mogą otrzymać emerytury i nie mają za co żyć.