Z nieoficjalnych doniesień wynikało, że zaatakowane miało zostać międzynarodowe lotnisko we Lwowie. Na zdjęciach publikowanych w internecie widać słup dymu unoszący się nad lotniskiem. Jednak mer Lwowa, Andrij Sadowy, na swoim profilu w serwisie Telegram poinformował, że trafiony został budynek znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie lotniska. Jak dodał "z pewnością" to nie lotnisko zostało trafione.
Sadowy doprecyzował potem, że trafione zostały obiekty zakładu naprawy samolotów. Nie ma informacji o ofiarach ataku. Mer podkreślił, że na zakłady spadło "kilka rakiet". Dodał jednak, że w zaatakowanym obiekcie od pewnego czasu nie były prowadzone żadne prace.
Rakiety manewrujące w kierunku Lwowa miały zostać wystrzelone przez samoloty znad Morza Czarnego. W sumie Rosjanie mieli wystrzelić sześć rakiet, dwie zostały strącone przez obronę przeciwlotniczą.
O tym, że na Lwów miała spaść co najmniej jedna rosyjska rakieta pisał nad ranem doradca szefa MSW Ukrainy, Wadim Denisenko. Denisenko pisał o pożarze na przedmieściach Lwowa.
Czytaj więcej
Sztab Generalny armii Ukrainy w swoim najnowszym komunikacie podaje, że Rosji, która szuka uzupełnień dla ponoszących straty jednostek walczących na Ukrainie, udało się pozyskać ok. 1 000 ochotników z armii prezydenta Syrii, Baszara el-Asada oraz z Hezbollahu.