Puste chodniki, prawie puste ulice, niewielu pasażerów w autobusach i trolejbusach, choć cała komunikacja miejska jest od czwartku za darmo.
Od wprowadzenia stanu wojennego nie działały lokale gastronomiczne i popularne kioski z kawą na wynos wzdłuż głównej promenady – Chreszczatyku. Nieczynne są prawie wszystkie sklepy, poza spożywczymi i to tymi małymi, supermarkety zamknięto. Widziałem tylko jedną i niezbyt długą kolejkę do bankomatu. Po południu na ulicach pojawiło się więcej przechodniów, w tym matki z dziećmi. Ci, co zostali w mieście i zdecydowali się na spacer, nie okazywali paniki.
Na sygnał do metra
Na centralnym placu Niepodległości, czyli Majdanie, który dał przed laty nazwę protestom przeciwko znienawidzonej (prorosyjskiej) władzy, kręciło się więcej dziennikarzy zagranicznych niż Ukraińców. Reporterzy, m.in. z Czech, Izraela i Hiszpanii, ustawili się w kolejce do dwóch kijowskich inżynierów, którzy z flagą narodową demonstrowali poparcie dla niepodległości zagrożonej przez Putina. W stanie wojennym demonstracje są zakazane, ale 62-letni Wołodymyr Babycz i 52-letni Jurij Segedin uważali, że wyrażają patriotyczne uczucia, a nie uprawiają politykę. Policji w pobliżu nie było.
Czytaj więcej
Obudziliśmy się w świecie, gdzie rządzą silniejsi i to oni wyznaczają strefy wpływów. Zmiana tego stanu rzeczy zajmie bardzo dużo czasu i będzie wymagać ogromnych środków.