Hubert Salik: TikTokowi wyrasta kolejna głowa, czyli internauta w krainie smoków

Kolejny cyfrowy potentat wychodzi poza swoją branżę. Czy jednak działania TikToka to na pewno tylko biznes?

Publikacja: 07.02.2023 12:43

Fajnie mieć smoka na usługi – bez względu na to, czy nazywa się Google, Facebook czy TikTok

Fajnie mieć smoka na usługi – bez względu na to, czy nazywa się Google, Facebook czy TikTok

Foto: AdobeStock

Wydawałoby się, że w dobie globalizacji nie ma granic dla rozwoju firmy. Nic bardziej błędnego. Każda firma napotyka granice. Żeby je przekroczyć, musi pączkować. A w biznesie im jest się większym, tym zwykle ma się większy apetyt. Pieniądze bowiem nie lubią leżeć bezczynnie. Muszą się mnożyć. I to ten apetyt nie ma granic. Są tylko dobre lub złe decyzje inwestycyjne.

W świecie usług cyfrowych, czyli tam gdzie większość z nas żyje na co dzień, szukając rozrywki i informacji, ta zależność jest jeszcze silniejsza. Nie tylko dlatego, że nie ma w nim granic, ale też dlatego, że łatwiej tu o ekspansję. Jedna strona, jedna aplikacja, jeden punkt sprzedaży – nieograniczony zasięg. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.

Czytaj więcej

TikTok na wojnie z fonograficznymi gigantami

Bo gdy utuczony behemot rozsiądzie się już w swojej niszy, świat jednak robi się ciasny. Nawet ten cyfrowy. Przerabiał to Google zanim stał się Alphabetem i Facebook zanim przemianował się na Metę. Ich drogi do zmiany szyldów wiodły przecież przez poszerzanie działalności o YouTube i system Android (Alphabet) czy Instagram i WhatsApp (Meta).

Cyfrowym smokom szybko wyrosły dodatkowe głowy. I zioną ogniem. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy zarzucają im żerowanie na pracy innych (Google) czy dekonstrukcję demokracji, jaką znaliśmy (Facebook). Wiele wskazuje, że w ich ślady idzie chińska platforma społecznościowa TikTok, a właściwie jej właściciel – firma ByteDance. Prawie rok temu uruchomiła w niektórych krajach własny serwis muzyczny SoundOn, który połączyła z TikTokiem. W teorii to pośrednik między muzykami, użytkownikami, chińską platformą a serwisami typu Spotify czy Instagram. W praktyce zaczyna przypominać typowy „label”, coś co w Polsce zwykliśmy nazywać wytwórnią płytową. Ale z płytami ma to dziś już niewiele wspólnego. Smokowi rośnie więc kolejna głowa. Nie pierwsza zresztą, ale te pozostałe są poza Chinami szerzej nieznane. Co nie znaczy, że są małe.

Fajnie mieć smoka na usługi – bez względu na to, czy nazywa się Google, Facebook czy TikTok. Ale za tę przyjemność kiedyś trzeba będzie zapłacić. Oddać jakąś część swojej prywatności. Może dać się do czegoś przekonać powtarzającym się przekazem. Może tylko coś kupić. Może zmienić poglądy. Zagłosować na kogoś innego. Uwierzyć, że dobrzy są źli, albo na odwrót. Spojrzeć na świat inaczej. Nie zawsze własnymi oczami.

Amerykańskie służby wywiadowcze od lat twierdzą, że tiktokowa aplikacja to wręcz program szpiegowski

Jeśli pozwoliliśmy na to różnym googlom, facebookom czy instragramom, to czemu nie tiktokom? Może uchroni nas od tego rzeczywistość. A ta wciąż jest taka, że część z tych żarłocznych behemotów, których interesuje głównie pomnażanie pieniądza, nieustające tycie, przyszła na świat w krajach demokratycznych. Chiny to wciąż kraj autorytarny – z jedną partią, ostatnio z jednym wodzem, w którym najbogatszy człowiek może zniknąć na kilka miesięcy, bo powiedział o kilka zdań za dużo. Amerykańskie służby wywiadowcze od lat twierdzą, że tiktokowa aplikacja to wręcz program szpiegowski.

Nawet jeśli Amerykanie mają w tym swój interes, to warto chyba się nad tym zastanowić. Choć, jak śpiewał kiedyś znany polski bard: „Padniemy, ale zgódźcie się, że z tylu różnych dróg przez życie, każdy ma prawo wybrać źle”.

Wydawałoby się, że w dobie globalizacji nie ma granic dla rozwoju firmy. Nic bardziej błędnego. Każda firma napotyka granice. Żeby je przekroczyć, musi pączkować. A w biznesie im jest się większym, tym zwykle ma się większy apetyt. Pieniądze bowiem nie lubią leżeć bezczynnie. Muszą się mnożyć. I to ten apetyt nie ma granic. Są tylko dobre lub złe decyzje inwestycyjne.

W świecie usług cyfrowych, czyli tam gdzie większość z nas żyje na co dzień, szukając rozrywki i informacji, ta zależność jest jeszcze silniejsza. Nie tylko dlatego, że nie ma w nim granic, ale też dlatego, że łatwiej tu o ekspansję. Jedna strona, jedna aplikacja, jeden punkt sprzedaży – nieograniczony zasięg. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich