Kataryna: 20 lat po aferze Rywina wciąż niewiele o niej wiemy

Jej negatywni bohaterowie nadal są prominentnymi politykami, a to co wtedy wydawało się największą aferą korupcyjną jest już tylko wspomnieniem po operacji polityczno-medialnej, która chyba bardziej skompromitowała środowisko medialne niż polityczne.

Publikacja: 27.12.2022 17:08

Adamowi Michnikowi, mimo oczywistych wątpliwości, udało się do końca utrzymać narrację, w której to

Adamowi Michnikowi, mimo oczywistych wątpliwości, udało się do końca utrzymać narrację, w której to on ujawnił aferę, a nie ją cynicznie rozgrywał

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Adam Michnik: „Ta sprawa ujawnia głęboki konflikt, który dzieli Polskę̨, który dzieli nas, Polaków. Ten podział biegnie pomiędzy Polską ludzi uczciwych a Polską skorumpowaną, Polską łapówek, Polską mętnej, zagmatwanej mafijnej kombinacji. Tak, to są dwie różne Polski. (…) Dziś patrzy na nas cała Polska, różna Polska, Polska biedy i upokorzenia, Polska ludzi bezrobotnych i coraz bardziej pozbawionych nadziei. Tylko uczciwość i przejrzystość może tym ludziom przywrócić nadzieję”.

Do dzisiaj pamiętam swoje wzruszenie, gdy Adam Michnik z takim patosem rozpoczął swoje zeznania przed sejmową komisją śledczą ds. afery Rywina. Wtedy jeszcze wierzyłam, że polityka może być walką dobra ze złem, a redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” broni podstawowych wartości. Że jest rzecznikiem tej „Polski ludzi uczciwych”, a ona ostatecznie zwycięży, bo „ludzi dobrej woli jest więcej”. Kolejne miesiące szybko zweryfikowały naiwną nadzieję, bo przed komisją śledczą mieliśmy prawdziwą paradę cyników, którzy robili wszystko, żeby na końcu niczego nie dało się już ustalić.

Czytaj więcej

Kataryna: I komu to przeszkadzało?

20 lat po jednym z ważniejszych – jeśli chodzi o skutki polityczne i społeczne – artykułów „Gazety Wyborczej” wiemy mniej więcej tyle samo, co 27 grudnia 2002 r., czyli prawie nic poza tym, że Lew Rywin do Michnika przyszedł i przedstawił propozycję korupcyjną. W czyim imieniu, za czyją wiedzą i w jakim celu – tego się już nie dowiemy, a duża w tym zasługa gazety, która aferę „odpaliła”. Zresztą wcale nie dlatego, że chciała, bo po tym, jak o sprawie wspomnieli w swojej satyrycznej rubryce Robert Mazurek i Igor Zalewski nie bardzo miała wyjście. Zmowa milczenia została złamana i było kwestią czasu, kiedy temat przejmą inni, a wtedy dużo trudniej będzie narzucić własną narrację. Tą o bronieniu „Polski uczciwej” przed kombinatorami. Z perspektywy tych 20 lat afera Rywina jest dla mnie przede wszystkim opowieścią o mediach w postkomunistycznej Polsce.

Opowieści Adama Michnika, innych dziennikarzy Gazety Wyborczej, a także członków zarządu Agory pozostawiły mnie z wrażeniem, że dla tego środowiska afera Rywina nie była aferą korupcyjną i materiałem dziennikarskim, ale przede wszystkim narzędziem do politycznych rozgrywek we własnym biznesowym interesie. Korupcyjna propozycja Rywina wpłynęła w momencie optymalnym dla zatrzymania zaawansowanych prac rządu Leszka Millera nad ustawą medialną mającą ograniczyć rozwój medialnego imperium Agory. Taki też ostatecznie był jej efekt i nawet jeśli powodów wstrzymania prac nad ustawą było więcej, to właśnie afera Rywina przesądziła o odpuszczeniu przez rząd prób powstrzymania ekspansji Agory. Im więcej wielkich słów padało z ust osób, które przez kilka miesięcy trzymały w tajemnicy przed czytelnikami gigantyczną aferę korupcyjną, tym większe było wrażenie, że gdyby zakulisowa gra nią potoczyła się trochę inaczej, do dziś nie wiedzielibyśmy nawet, że Rywin dał się Michnikowi nagrać.

Półroczne opóźnienie w ujawnieniu informacji o korupcyjnej propozycji tłumaczono dziennikarskim śledztwem, tyle że, jak się czyta bez ówczesnych emocji tekst Pawła Smoleńskiego „Przychodzi Rywin do Michnika”, trudno w nim znaleźć jakiekolwiek ustalenia z tego śledztwa; to właściwie artykuł o niczym. Ale o czym miałby być, skoro pierwszą osobą, którą Adam Michnik poinformował o korupcyjnej propozycji Rywina, był Leszek Miller, którego Rywin wskazał jako swojego mocodawcę? Nawet aspirujący dziennikarz szkolnej gazetki nie popełniłby takiego głupstwa, rozumiejąc że śledztwa nie można rozpoczynać od ujawnienia głównemu podejrzanemu wszystkiego, co się wie od jego rzekomego posłańca.

Wszyscy trzymający zmowę milczenia na temat afery Rywina tłumaczyli to tym, że to „Gazeta Wyborcza” była „gospodarzem tematu”, dlatego pozostali z grzeczności go nie podejmowali

Jeśli Michnik nie jest jasnowidzem, który od razu wiedział, że Miller jest niewinny a Rywin kłamie na temat jego roli, to musiałby być albo idiotą, albo świadomym sabotażystą śledztwa. A głupcem Michnik z pewnością nie jest, o czym najlepiej świadczy fakt, że mimo oczywistych wątpliwości udało mu się do końca utrzymać narrację, w której to on ujawnił aferę, a nie ją cynicznie rozgrywał.

Afera Rywina pozbawiła mnie złudzeń wobec „Gazety Wyborczej” i Adama Michnika, dzisiaj uważam ją raczej za przedsiębiorstwo polityczne niż za medium realizujące przede wszystkim prawo obywateli do informacji. I marne to pocieszenie, że to dzisiaj powszechna przypadłość.

W dzisiejszym pluralistycznym świecie mediów pewne zjawiska są już – na szczęście – nie do pomyślenia. Media może są coraz gorsze jakościowo, ale przynajmniej rynek jest bardziej zrównoważony. Młodzież dziś nie uwierzy, że kiedy o aferze Rywina dowiedziała się wybitna dziennikarka „Polityki” Janina Paradowska i w wywiadzie z Leszkiem Millerem zadało o nią dość banalne pytanie, sam Adam Michnik interweniował u jej naczelnego i ostatecznie pytanie z wywiadu wykreślono. Podobno na prośbę Leszka Millera. Wszyscy trzymający zmowę milczenia na temat afery Rywina tłumaczyli to tym, że to „Gazeta Wyborcza” była „gospodarzem tematu”, dlatego pozostali z grzeczności go nie podejmowali. Ale tego argumentu nawet ja wtedy nie kupiłam, choć długo pielęgnowałam swoją naiwną wizję świata medialno-politycznego, w którym też może być uczciwie.

20 lat po aferze Rywina, kiedy wciąż niewiele o niej wiemy, a jej negatywni bohaterowie są nadal prominentnymi politykami, to co wtedy wydawało się największą aferą korupcyjną jest już tylko wspomnieniem po największej operacji polityczno-medialnej, która chyba bardziej skompromitowała środowisko medialne niż polityczne. A zaszkodziła tylko samemu Rywinowi.

Adam Michnik: „Ta sprawa ujawnia głęboki konflikt, który dzieli Polskę̨, który dzieli nas, Polaków. Ten podział biegnie pomiędzy Polską ludzi uczciwych a Polską skorumpowaną, Polską łapówek, Polską mętnej, zagmatwanej mafijnej kombinacji. Tak, to są dwie różne Polski. (…) Dziś patrzy na nas cała Polska, różna Polska, Polska biedy i upokorzenia, Polska ludzi bezrobotnych i coraz bardziej pozbawionych nadziei. Tylko uczciwość i przejrzystość może tym ludziom przywrócić nadzieję”.

Pozostało 92% artykułu
Komentarze
Estera Flieger: Kampania wyborcza nie będzie o bezpieczeństwie
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba