Wyobraźmy sobie, że świat nie przejąłby się przyznaniem mundialu Katarowi. Co byłoby potem? Może przyznanie organizacji mistrzostw państwu, które w ciągu kilkunastu lat napadło zbrojnie dwóch swoich sąsiadów, zabierając jednemu część terytorium z pogwałceniem wszystkich praw prawa międzynarodowego, a w przypadku drugiego utrwalając stan, w którym nie kontroluje on części swoich ziem? Może mundial rozpoczynałby się w czasie, gdy kraj gospodarz od czterech lat prowadziłby wojnę przeciwko innemu państwu, udając, że tego nie robi? Może przyznany zostałby państwu, w którym mordowani są zbyt dociekliwi dziennikarze i opozycjoniści? Może byłby rozgrywany w kraju, w którym funkcjonuje prawny zakaz propagandy homoseksualizmu wśród dzieci i młodzieży, co jest wygodnym pretekstem do eliminowania tej społeczności z przestrzeni publicznej? Może byłby wreszcie rozgrywany kraju, który nie tylko ma broń atomową, ale regularnie ogłasza światu, że nie zawaha się jej użyć? Strach pomyśleć, do czego mogłoby dojść…
Czytaj więcej
Tym razem trudno czekać na piłkarskie mistrzostwa świata jak na święto, bezrefleksyjna radość byłaby nieprzyzwoita.
Gdyby nie zmasowana krytyka Kataru, ktoś mógłby też wpaść na pomysł, żeby letnie - i zimowe na dokładkę - igrzyska olimpijskie zorganizować w kraju, który wcale nie tak dawno przeciwników władz rozjeżdżał czołgami, a dziś zakazuje przypominania o tym. W kraju, w którym działać może tylko jedna partia polityczna, a miejsce opozycjonistów i działaczy broniących praw człowieka jest w więzieniach. W kraju, który systemowo prześladuje 10-milionową mniejszość religijną w sposób, który według zachodnich standardów jest ludobójstwem. Arbitralnie zamyka przedstawicieli tej mniejszości w obozach „reedukacyjnych”, odbiera dzieci rodzicom, sterylizuje kobiety, torturuje mężczyzn, zmusza do niewolniczej pracy. W kraju, który otwarcie deklaruje, że nie wyklucza użycia siły w celu rozwiązania jednego z konfliktów na arenie międzynarodowej. Tak, ktoś mógłby w takim kraju chcieć zorganizować igrzyska olimpijskie.
I nie, nie jest tak, że krytykujemy tak zdecydowanie Katar, bo jest mały, odległy, obcy kulturowo, a na dodatek nie uzależnił nas od swojego gazu, węgla czy ropy, tudzież nie jest gigantycznym rynkiem zbytu, a jednocześnie zasobem siły roboczej niezbędnym do tego, by żyło nam się dostatnio i wygodnie. Nie ma też broni atomowej ani budzącej postrach armii. Nie, nie – tu chodzi o zasady. O moralność. O przyzwoitość. Gdybyśmy dzisiaj odpuścili, do czego doszłoby jutro? Mundial w Rosji? Igrzyska olimpijskie w Pekinie? Wyobrażacie sobie coś takiego?