Niemiecka sieć Lidl postawiła na religijną neutralność. Kupując produkty z greckiej serii Eridanous, klienci mogli na opakowaniach rozpoznać słynny zabytek, jakim jest kościół w Imerowigli na greckim Santorynie. Ten biały budynek niewątpliwie jest prawosławną świątynią, a na szczycie jej błękitnej kopuły wznosi się krzyż. Tak jest przynajmniej w rzeczywistości, bo dział marketingu Lidla postanowił pominąć ten ostatni szczegół na opakowaniach swoich serków i słodyczy.
Na reakcję internautów nie trzeba było długo czekać. Owszem, reklamowe zdjęcia się tuszuje, ale część klientów uznała, że celowe wymazanie najważniejszego symbolu świątyni to obraza uczuć religijnych. Niektórzy podejrzewają nawet celowe działanie obliczone na wywołanie kontrowersji.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi...
– W marketingu zawsze chodzi o zwiększenie sprzedaży. Ale czy Lidl naprawdę ten efekt osiągnął? – zastanawia się Adam Kałucki z agencji marketingowej Locativo.
– Nie wiem, czy Lidl przeprowadził jakieś badania konsumenckie, z których wyszło, że np. 10, 20 albo 30 proc. konsumentów to osoby, które nie życzą sobie takich znaków na ich produktach i są gotowe zrezygnować z zakupów. Być może decyzja wynikała twardego rachunku opinii, z którego jasno wyszło, że w interesie producenta jest zmienić opakowanie. Ale nie sądzę, bo to są zawsze koszty. Być może była to tylko niebywała przezorność granicząca z przesadą – podejrzewa.
Co innego sugeruje niedawna „wpadka" marki napojów Tiger. 1 sierpnia na jej profilu opublikowano post o „Chrzanić to, co było, ważne to, co będzie". Na firmę wylała się fala oburzenia, a mimo to sprzedaż wzrosła.