W środę o godz. 12 czasu nowojorskiego wygasła tymczasowa licencja wydana przez Departament Skarbu USA, pozwalająca inwestorom amerykańskim na przyjmowanie spłat obligacji, odsetek i dywidend przez podmioty rosyjskie. Rząd USA dawał wcześniej do zrozumienia, że nie ma zamiaru jej przedłużać. W ten sposób może on wymusić techniczne bankructwo Rosji. Czy do takiej plajty jednak rzeczywiście dojdzie?
Rząd rosyjski ma w piątek do spłacenia inwestorom obligacje oraz odsetki warte łącznie około 100 mln dol. Rosyjskie Ministerstwo Finansów zdołało już kilka dni temu przesłać tę sumę do zagranicznych banków, które otrzymały zlecenie rozesłania tych pieniędzy inwestorom. Kolejny test wypłacalności nadejdzie w czerwcu, gdy Rosja ma spłacić obligacje i odsetki opiewające na 400 mln dol. Łącznie do końca roku ma do spłaty inwestorom zagranicznym 1 mld dol. By uregulować te długi, może sięgnąć do tej części swoich rezerw walutowych, która nie została zamrożona w wyniku zachodnich sankcji (zamrożono 300 mld dol. z rosyjskich rezerw, a bankowi Rosji pozostała do dyspozycji podobna suma, z której część stanowi złoto). Wygaśnięcie tymczasowej licencji Departamentu Skarbu uniemożliwi jej jednak przesłanie pieniędzy inwestorom ze Stanów Zjednoczonych.
To, czy będzie to stanowiło bankructwo Rosji pod względem technicznym, może jednak zależeć od tego, jak wielu będzie pokrzywdzonych wierzycieli. Większość inwestorów, którzy w ostatnich latach lokowali pieniądze w rosyjskich obligacjach, stanowią bowiem inwestorzy z Europy. Ich nie dotyczą restrykcje nałożone przez amerykański Departament Skarbu.
„Ponieważ większość posiadaczy rosyjskich obligacji jest europejskimi rezydentami, może nie udać się zebrać odpowiednio dużej liczby wierzycieli, by zostało uznane bankructwo. Zwykle ten próg wynosi 25 proc. wierzycieli” – piszą analitycy rosyjskiego domu maklerskiego ITI Capital.