Z Rosji wycofało się już ponad 400 firm zagranicznych, większych i mniejszych. Także tych największych, które zatrudniały po kilka- kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Nie pomaga to, że rząd rosyjski zapowiedział, że pozostawione mienie będzie nacjonalizował, bo każdy kto się nam nim uwłaszczy, będzie chciał zarządzać taką fabryką będzie potrzebował komponentów do produkcji, a zapasy błyskawicznie topnieją.
- To mi przypomina wczesne lata 90., kiedy zaczęto wprowadzać reformy — mówi cytowany przez Bloomberga Jewgienij Gontmacher, kiedy polityk, dzisiaj znany rosyjski ekonomista.
Czytaj więcej
Według danych FAO obywatele rosyjscy wydają na żywność średnio 40 proc. swojego dochodu rozporządzalnego. To jest około dwa razy więcej niż przed wojną rosyjsko-ukraińską, powiedział Reuterowi dyrektor biura łącznikowego ONZ ds. żywności odpowiedzialny za kontakty z Rosją.
Zdaniem moskiewskiego Center for Strategic Research w tym roku poważnie zagrożonych jest przynajmniej 2 mln miejsc pracy, a ożywienie gospodarki może przyjść najwcześniej w 2023. W połowie lutego w Rosji było 3 mln bezrobotnych i była to liczba rekordowo niska.
Jak na razie Rosjanie musieli się zmierzyć z rosnącymi cenami i niedostępnością wielu importowanych towarów. Marina Albee, właścicielka Cafe Botanika, wegetariańskiej restauracji w St Petersburgu już usłyszała, że warzywa i owoce podrożeją od 10 do nawet 50 proc. A niektóre w ogóle nie będą dostępne. Cafe Botanika importowała algi i wędzone tofu z Japonii, mini szparagi z Chile, brokuły z Beninu, a ryż basmati oraz olej kokosowy z Indii. — Uderzyło w nas cenowe tsunami i to wszystkiego, co dotychczas kupowaliśmy — skarżyła się Marina Albee w Euronews. A takich biznesów w Rosji były setki. W supermarketach Auchan, które jako jedyne z znaczących zagranicznych sieci handlowych pozostały w Rosji wykorzystywana jest już tylko połowa powierzchni, bo w pozostałej części nie ma już czego sprzedawać. Podobnie jest w Decathlonie