Zajął pierwsze miejsce w rankingu „Rzeczpospolitej", w którym głosowali b. członkowie RPP. Ale Sejm go odrzucił...
...oczywiście z powodów politycznych. Natomiast do RPP na pewno nie powinny trafiać osoby, które są czynnymi politykami. Przejście posła do Rady łamie zasady.
A jak się sprawdzają w RPP prawnicy?
W doborze ludzi do Rady kluczowe są dwie rzeczy. Po pierwsze, wiedza ekonomiczna, w tym osobiste doświadczenie w instytucjach zajmujących się finansami. Po drugie, niezależność, której się nie da zmierzyć, ale można ocenić. Jeśli mamy do czynienia z posłami, którzy karnie głosują, to nie są to dobrzy kandydaci do RPP.
Prezes Glapiński powinien zostać na drugą kadencję?
Rada, która kończy kadencję, nie wypełniła swojego zadania. Ona dramatycznie zawiodła, czego dowodem jest stan niestabilności pieniądza, czyli poziom inflacji. Trudno zatem powiedzieć, że nie zawiódł prezes NBP, który przewodniczy RPP.
RPP w końcu goni inflację i podnosi stopy procentowe. Z drugiej strony rząd wprowadza tarczę antyinflacyjną. To skuteczna mieszanka?
Oczywiste jest, że w ostatnim okresie RPP podjęła wreszcie swoje zadanie. Widzę to w dwóch perspektywach: w decyzji o podwyżce stóp i w sposobie komunikowania się. Najważniejsze teraz jest to, czy zarówno w warstwie decyzyjnej, jak i komunikacyjnej NBP staje się na tyle wiarygodny, że jego decyzje bez dodatkowych ingerencji prowadzą do osłabienia jednego z istotnych kanałów przenoszenia inflacji z zewnątrz do kraju, jakim jest osłabianie złotego. Dopiero teraz po raz pierwszy zauważyliśmy, że ta polityka monetarna przynosi skutek w postaci wzmocnienia złotego. Wcześniej RPP podnosiła stopy, a złoty się osłabiał, bo rynki nie ufały. Czy NBP jest teraz w pełni wiarygodny? Patrząc na ostatnie dni, widać, że udzielono mu ostrożnego i warunkowego kredytu zaufania. Nie wiemy, co będzie dalej, ale ten kanał transmisji polityki monetarnej może zadziałać.
Nie jest to jednak jedyny sposób oddziaływania. Niezbędne jest osłabienie oczekiwań inflacyjnych. Jeśli one się ugruntowują, to naturalnym zachowaniem będzie szukanie osłony przed skutkami inflacji, która realnie odbiera ludziom dochody i oszczędności.
...poprzez żądanie podwyżki pensji i wydawanie oszczędności, nim wszystko podrożeje?
To samo w sobie nie musi być niekorzystne, bo podtrzymuje konsumpcję...
...ale jeśli takich ludzi będzie dużo, to wzrost cen przyspieszy.
No właśnie. Zwłaszcza jeśli tak niski jest poziom inwestycji wytwórczych, mimo wysokiego wykorzystania mocy wytwórczych. Jeśli presja konsumpcyjna będzie nadal rosła, to będą rosły ceny. Jeśli przy tym władza stale dosypuje pieniędzy, bo jest wysoki deficyt budżetowy, to do zmniejszenia inflacji nie wystarczy to, co teraz robi NBP.
Powinny być osłony dla tych, którzy najbardziej cierpią na inflacji, którą nazywam „podatkiem od nieudolnej władzy". Jeśli ktoś nie jest w stanie pokryć rachunków za energię elektryczną niezbędną do życia, powinien otrzymać finansową rekompensatę.
Czy obniżka VAT dla wszystkich to dobry ruch?
To są rozwiązania przejściowe. Nieważne, jak długo potrwają, przyjdzie moment prawdy. Inaczej przy tym ma się sprawa z żywnością, inaczej z benzyną – tu też wyraźnie dominuje kalkulacja polityczna.
Wszystkie ceny muszą kiedyś zostać urealnione, bo muszą odzwierciedlać rzeczywiste koszty wytwarzania. A co my robimy, żeby zmniejszyć koszty wytwarzania energii? Problem polega na tym, że polityka klimatyczna UE przejściowo kosztuje, ale jest po to, by zmniejszyć wszystkie elementy rzeczywistych kosztów wytwarzania. Transformacja energetyczna polega na odchodzeniu od brudnej i drogiej energii w kierunku czystej. Jeśli ten proces się nie zacznie, to energia nie będzie tańsza, ale jeszcze droższa.
Ludzie tego nie wiedzą i mogą uważać, że najlepiej, byśmy dalej mieli energię z węgla. Ale taniego i dostępnego węgla w Polsce ubywa. Dlatego kupujemy węgiel z Rosji. W kategoriach ekonomicznych sytuacja wygląda zupełnie inaczej niż przy krótkowzrocznym myśleniu polityczno-wyborczm. Za czasów PiS stworzono Ministerstwo Energetyki, by dalej rozwijać energetykę opartą na węglu. Beata Szydło zapowiadała budowę nowej kopalni. Księżycowa gospodarka.
Wróćmy to tarczy.
Trzeba chronić nie wszystkich, ale najsłabszych. Waloryzacja emerytur jest potrzebna. Tylko im wyższa inflacja, tym wyższa waloryzacja. A im wyższa waloryzacja, tym – paradoksalnie – wyższa inflacja. Jeżeli wszystko będzie indeksowane, to nie powstrzymamy inflacji. Na przełomie lat 90. i pierwszej dekady XXI wieku mieliśmy wzrost cen zbliżony do obecnego. Musieliśmy przerwać wmontowane wcześniej łańcuchy indeksacyjne. Bez tego inflacji nie da się opanować.
Teraz karierę robi pomysł zamrożenia WIBOR-u.
W Polsce utarło się, że WIBOR jest odniesieniem dla ustalania rynkowych stóp procentowych. Dzisiaj nie jest to dobra miara, gdyż jest rzadko używany w rozliczeniach międzybankowych – do jego obliczenia wystarczy kilka transakcji dokonanych przez wielkie banki. Nie mówię, że jest manipulowany, ale jest zbyt mało uczestników tego rynku i zbyt mało jest transakcji, by uznać WIBOR za dobrą miarę. Ale jeśli ktoś chce go zamrozić, to chce doprowadzić do podważania działania tego niezbyt dobrego, ale jednak rynkowego mechanizmu. Rozsądniej jest pomyśleć o innym wskaźniku, lepiej odzwierciedlającym rynkowe relacje rozliczeniowe. NBP nie określa przecież rynkowych stóp procentowych. Jeśli bank centralny jest wiarygodny w pilnowaniu stabilności złotego, to inni uczestnicy rynku będą się dostosowywać do stawek z jego operacji płynnościowych, co jednak nie znaczy, że będą dokładnie stosowali stopę referencyjną NBP. Stopy rynkowe kształtują się w jej pobliżu, ale nie są identyczne. I tak jest najlepiej. A jeśli się zamrozi WIBOR, to ci, którzy nie będą musieli pożyczać, po prostu nie będą pożyczali po przymusowej stopie procentowej. Być może robiłyby to banki, które są podporządkowane państwu, ale to zakłóciłoby kształtowanie ceny pieniądza. Stworzylibyśmy kolejną antyrynkową protezę.
Jakiej gospodarki powinniśmy sobie życzyć?
Chciałbym, aby w naszej gospodarce ruszyła fala inwestycji. Takich, które są modernizacyjne, innowacyjne, wprowadzają nowe rozwiązania technologiczne, prowadzą do cyfryzacji, robotyzacji i automatyzacji. Byśmy przeszli do innego modelu gospodarki – odchodząc od konkurencyjności cenowej w kierunku konkurencyjności jakościowej. Bez inwestycji prywatnych tego się nie da zrobić. Mamy ograniczone zasoby pracy. Jeśli ktoś mówi, że na rynku pracy jest świetna sytuacja, to warto pamiętać, że rekordowo niska stopa bezrobocia oznacza też deficyt pracy i presję na wynagrodzenia, które rosnąc powyżej dynamiki wydajności pracy, pobudzają inflację.
W dziesięć lat ubyło około 2 mln osób w wieku produkcyjnym, a przybyło tyleż samo w poprodukcyjnym.
Nierównowaga demograficzna będzie się pogłębiać. Dlatego musimy szukać rozwiązań pracooszczędnych. Do tego potrzeba inwestycji proproduktywnych. Będą mniejsze zasoby pracy, ale praca będzie bardziej produktywna. To da silny prowzrostowy makroekonomicznie trwały impuls.
Co z ceną pieniądza? Ma być tani, by stymulować inwestycje?
Pożyczany pieniądz musi kosztować i rynkowa stopa procentowa musi to odzwierciedlać. Powinniśmy prowadzić politykę dodatnich, umiarkowanie wysokich realnych stóp procentowych. Pożyczanie pieniędzy i wykorzystywanie ich jako kredytu inwestycyjnego ma sens, gdy wprowadza się nowe rozwiązania i wyższą produktywność do gospodarki, by było z czego zwrócić pożyczony kapitał. Jeśli pieniądz jest za tani, to nie trzeba się starać. Można prowadzić byle jaką, lichą gospodarkę, bo przy stymulacji inflacyjnej popyt stale rośnie i można się wepchać na rynek z byle czym. Chodzi o to, żeby nie prowadzić naszej gospodarki do bylejakości. Pieniądz nie może być bardzo drogi, ale musi kosztować.
Ile powinien kosztować, skoro inflacja w styczniu przekroczyła 9 proc.?
A stopy procentowe to 2,75 proc. To znaczy, że ciągle pobudzamy gospodarkę inflacyjnie. Inflacja jest jak spirala: jeden obrót kumuluje następny. Musimy najpierw zatrzymać tę spiralę, a potem stopniowo zejść do bezpiecznego poziomu wzrostu cen. To są dwie różne fazy działania. Trzeba doprowadzić do urealnienia różnych kategorii ekonomicznych, jednocześnie osłaniając najsłabszych. To oni płacą najwięcej, bo inflacja jest podatkiem degresywnym. Najsłabsi płacą najwięcej. Bałagan Polskiego Ładu prowadzi do pogłębienia nierówności, a nie ich pomniejszenia.
—notował Grzegorz Balawender
Prof. Jerzy Hausner
Jest ekonomistą z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Był ministrem pracy, a następnie ministrem pracy i gospodarki oraz wicepremierem w rządzie Leszka Millera, a także wicepremierem oraz ministrem gospodarki i pracy w rządzie Marka Belki. W latach 2010–2016 był członkiem Rady Polityki Pieniężnej.