Firmy ubezpieczeniowe, transportowe i energetyczne podały pierwsze informacje dotyczące ekonomicznych konsekwencji katastrofy powodziowej w zachodnich Niemczech. Gazeta „Süddeutsche Zeitung" („SZ") pisze o łącznie 2–3 mld euro, które ubezpieczyciele będą musieli wypłacić poszkodowanym w Niemczech, Belgii i Holandii. Biorąc jednak pod uwagę, że wcześniej w podobnych sytuacjach okazywało się, że w Niemczech tylko 20–25 proc. budynków było ubezpieczonych od powodzi, straty mogą więc być w rzeczywistości cztery–pięć razy wyższe od szacowanych odszkodowań. Straty mogą więc sięgać nawet 15 mld euro.
Jak podaje „SZ", na akcje ratownicze na terenach zalanych w samych Niemczech wydano już około 2 mld euro. Ucierpiała infrastruktura transportowa i energetyczna. Dziennik telewizyjny „Tagesschau" informował o 80 uszkodzonych dworcach i setkach kilometrów torów. Koleje Deutsche Bahn informują, że woda, błoto i gruz uszkodziły zwrotnice, sygnalizacje, nastawniki, mosty i pojazdy.
Wśród najbardziej poszkodowanych dostawców energii jest Eon, a także RWE, do którego należą kopalnie i elektrownie na terenach dotkniętych powodzią. Tam, gdzie prąd dostarcza Eon, prawie 200 tys. osób zostało odciętych od dostaw energii, gdy woda zniszczyła część sieci przesyłowej. Prądu zabrakło też w wielu zakładach produkcyjnych.
Czytaj także: Utopione auta z Niemiec wkrótce wjadą do Polski
RWE informował 17 lipca, że elektrownie na ogół powróciły do normalnego działania, ale w elektrowniach wodnych i kopalni Inden i sytuacja jest krytyczna. W elektrowni Weisweiler udało się uruchomić bloki o mocy 300 MW, ale nie te o mocy 600 MW. Zakład pracuje z ograniczoną wydajnością. RWE wyłączył elektrownie wodne na rzekach Mozela, Saara i Ruhra. Część z nich po pewnym czasie została ponownie uruchomiona. O szczęściu można mówić w przypadku elektrowni gazowej Claus w holenderskim Maasbracht, która obroniła się przed powodzią dzięki wałom. Kataklizm nie miał także wpływu na najważniejsze kopalnie odkrywkowe firmy RWE w Gatzweiler i Hambach.