Japoński indeks Nikkei 225 tracił podczas poniedziałkowej sesji nawet 4 proc. Zamknął się 3,29 proc. na minusie. Hang Seng, główny indeks giełdy w Hongkongu, stracił 1,26 proc., koreański Kospi zamknął się 0,93 proc. na minusie, a tajwański Taiex spadł o 1,48 proc.
Rynki europejskie reagowały spokojniej. Część z nich lekko zyskiwała po południu. Niemiecki DAX rósł wówczas o 0,4 proc., ale brytyjski FTSE 100 nieznacznie spadał. Sesja w USA zaczęła się od zwyżek. Dow Jones Industrial zyskiwał na jej początku 0,9 proc. W zeszłym tygodniu stracił on 3,5 proc., co było dla niego najgorszym tygodniowym wynikiem od października 2020 r.
Nerwowe ruchy na rynkach są tłumaczone reakcją m.in. na piątkowe wypowiedzi Jamesa Bullarda, prezesa oddziału Fedu w St. Louis. Przyznał on, że inflacja przyspieszyła bardziej, niż spodziewał się amerykański bank centralny i prognozował, że do pierwszej podwyżki stóp może dojść już w 2022 r. Opublikowane w środę projekcje Federal Reserve o pierwszych dwóch podwyżkach w 2023 r., a wcześniejsze prognozy o tym, że stopy nie będą zmienione do 2024 r.
– To podważyło całą narrację mówiącą, że nie będzie rychłego zacieśniania polityki. Jedyną niespodzianką tutaj jest jednak to, że rynek był zaskoczony zmianą tonu. Wiadomo było przecież, że przy poprawiającej się sytuacji gospodarczej narracja o braku podwyżek stóp do 2024 r. się nie utrzyma – uważa Michael Hewson, analityk CMC Markets.
– Zaskakujący ruch Fedu w stronę ograniczania QE, który w zeszłym tygodniu przyczynił się do spadków na rynkach, jest po prostu chwilą uznania trendu, który zaczął się kilka miesięcy temu i prowadzi do zacieśniania polityki pieniężnej. Gdy powiążemy go ze szczytem w tempie zmian prognoz gospodarczych i dotyczących wyników spółek, to mamy trudniejsze środowisko dla rynków na lato – uważa z kolei Mike Wilson, główny amerykański strateg rynku akcji w Morgan Stanley.