„Jojo" Betzler ma dziesięć lat, jasne włosy i wyimaginowanego przyjaciela... Adolfa Hitlera. Jest mu potrzebny, bo ma problemy z samym sobą. Trwa wojna. Jojo jest wychowywany przez matkę, siostra umarła, ojciec poszedł na wojnę i zaginął. Zdezerterował z armii? To rodzinna tajemnica.
Jojo szuka swojego świata, akceptacji. Znajduje ją w szeregach Jungvolk, dziecięcej przybudówki Hitlerjugend. Nie potrafi udowodnić, że jest godny miana nazisty: nie skręci karku małemu króliczkowi. Stąd przezwisko: Jojo Rabbit, czyli Jojo Królik. Na dodatek w czasie wojskowych ćwiczeń granat rozerwie mu policzek, zostawiając brzydką bliznę. Oszpecony tym mocniej musi zatem starać się, żeby zaistnieć wśród kolegów.
„Trzy tygodnie zajęło mu przebolenie faktu, że dziadek nie był blondynem" – mówi matka. „Jesteś wolontariuszem w biurze Hitlerjugend? Dobrze, oby więcej młodych chłopców było tak zaślepionych" – chwali go Adolf.
Domowa tajemnica
Jojo przesiąka ideologią nazistowską. „Co mam zrobić, gdy zobaczę Żyda?" – pyta przełożonego, kapitana Klenzedorfa, który stracił na wojnie oko i teraz nie chcą go w wojsku. „Powiedz nam, my powiemy Gestapo, oni powiedzą SS, a ci pójdą i go zabiją. I każdego, kto mu pomoże. I jeszcze kilka osób, na wszelki wypadek" – słyszy odpowiedź.
Pewnego Jojo odkrywa jednak, że jego matka ukrywa młodą Żydówkę. Chce poznać „zło". „Jesteśmy demonami, które kochają pieniądze. Mamy alergię na jedzenie. Ser, chleb, mięso od razu by nas zabiły. Na początku żyliśmy w jaskiniach, potem przenieśliśmy się do miast. Zwisaliśmy z sufitu jak nietoperze. Umiemy czytać w cudzych myślach, podobają nam się błyskotki, kryształy, złoto" – mówi mu Elsa. Problem w tym, że Jojo jest dziewczyną coraz bardziej zafascynowany.