Victor był kiedyś znanym rysownikiem komiksów. Dziś jest starzejącym się artystą, który stracił pracę, bo jego gazeta zaczęła się ukazywać tylko w internecie, a on niewiele rozumie z nowych technologii. Tęskni za stacjonarnym telefonem, filmem oglądanym nie na komputerze, lecz w ciemnej kinowej sali. Jego małżeństwo też się rozpada.
Żona Marianne, fanka nowoczesności, ma kochanka, a do męża krzyczy: „Za długo żyjesz. Nienawidzisz społeczeństwa, twój syn cię nudzi, a mnie nie cierpisz. Myślałam, że skończysz ze sobą. Ale ty nie!”. I wystawia mężowi za drzwi walizki.
Podróż do lat siedemdziesiątych
Victor decyduje się więc skorzystać z vouchera, który dostał w prezencie od syna: zaproszenia do udziału w czymś w rodzaju reality show, którego bohaterowie mogą znaleźć się w dowolnej epoce. Jedni wybierają czasy starożytne, inni chcą uczestniczyć w wojennych naradach Hitlera, a Victor marzy o powrocie do lat 70. XX wieku.
„Życie było wtedy prostsze, broniliśmy emigrantów, bo nie mieliśmy kłopotów z gospodarką. Fanatycy religijni byli mniej napastliwi, ludzie rozmawiali ze sobą, nie z telefonami. Byłem młodszy” – tłumaczy. Przede wszystkim jednak chce wrócić do wspomnień. Do czasu, gdy zakochał się w swojej żonie.
Tak zaczyna się film Nicolasa Bedosa „Poznajmy się jeszcze raz”. Pełna uroku, zabawna i wielopłaszczyznowa opowieść o współczesnych czasach.