Taki film mógł zrobić tylko Lech Majewski, artysta idący własną, niełatwą drogą. Intelektualista mocno osadzony w kulturze europejskiej i światowej. Poetą, pisarz, malarz, twórca wideoartów, reżyser, a nawet współkompozytor wespół z Józefem Skrzekiem autobiograficznej, śląskiej opery „Pokój saren". Człowiek, który stara się omijać stereotypy, sięgać głębiej, zrozumieć więcej.
Nie jest zwyczajnym fotografem ludzi i zdarzeń. W jego obrazach rzeczywistości kryje się magia zrodzona z mierzenia się z lękiem i śmiercią, z odnajdywania archetypów i odczytywania symboli, z wejrzenia w mechanizmy historii i w ludzką duszę, a także z zatopienia się w sztuce.
Nie przypadkiem Lech Majewski w swoich filmach odwoływał się więc do wielkich mistrzów: Boscha w „Ogrodzie rozkoszy ziemskich", Bruegela w „Młynie i krzyżu" czy Dantego z jego „Boską komedią" w „Onirice".
Indianie, bogacz i pisarz
W „Dolinie Bogów" przeplatają się trzy wątki. Bohaterami pierwszego są Indianie Navaho, którzy żyją w zgodzie z naturą, na tytułowej pustyni w stanie Utah, dwa tysiące metrów nad poziomem morza – w niezwykłym krajobrazie, gdzie czas i erozja wyrzeźbiły wielkie figury jeźdźców. Cierpią nędzę, ale mają swoją godność, wiarę w duchy bogów i szacunek dla przeszłości, z której czerpią mądrość. Ten rozprażony kawałek ziemi jest ich miejscem na naszej planecie, którego nie chcą oddać.
Drugi wątek nowego filmu Lecha Majewskiego to historia najbogatszego człowieka świata, który przeżył wielką tragedię, stracił żonę i dziecko. Teraz próbuje znaleźć kopię ukochanej kobiety. Chce też odkupić od Indian Dolinę Bogów, bo wie, że znajdują się tam olbrzymie złoża uranu.