Nasze kino przeżywa dziś świetny czas. W Berlinie był „Szarlatan” Agnieszki Holland, w Cannes do programu oficjalnego został zaproszony „Sweat” Magnusa von Horna. Do weneckiego głównego konkursu trafiło wielu polskich artystów. Małgorzata Szumowska dwa lata temu była w Wenecji jurorką. Teraz film „Śniegu już nigdy nie będzie”, który zrealizowała razem z Michałem Englertem, walczy o Złotego Lwa. To historia ukraińskiego masażysty, który z rozkładanym łóżkiem przychodzi do mieszkańców zamkniętego osiedla. Prowadząc fizjoterapię, staje się ich powiernikiem, lekarzem nie tylko ciała, lecz również duszy.
Magiczny film
– Chcieliśmy przyjrzeć się dzisiejszej wyższej klasie średniej, która żyje dostatnio, ale nosi w sobie tęsknotę za czymś głębszym – powiedziała na weneckiej konferencji prasowej Szumowska. Mówiła również o gwałtownie rodzącym się polskim kapitalizmie, który przyniósł konsumpcjonizm i izolację ludzi o różnym statusie:
– My należymy do generacji pamiętającej stare czasy, kiedy pielęgnowaliśmy takie wartości jak przyjaźń, lojalność, Dzisiaj wszystko jest skomplikowane. Chcieliśmy, by bohaterowie filmu zatrzymali się na chwilę i pomyśleli, kim są, na czym im naprawdę zależy.
– Jako filmowcy w kolejnych produkcjach szukamy czegoś nowego, także w języku filmowym. Tu próbowaliśmy przyjrzeć się społeczeństwu, ale również zagłębić się w sferę metafizyki – stwierdził Michał Englert, współscenarzysta i współreżyser, a także autor zdjęć do „Śniegu...”. Szumowska zaś wtórowała mu:
– Chcieliśmy zostawić trochę miejsca na tajemnicę i nie dawać wszystkich odpowiedzi. Dziś łatwych odpowiedzi nie ma. Nie wiemy, jak skończy się pandemia, do czego doprowadzą zmiany klimatyczne. Mamy tylko przeczucie, że może być źle.