Ta tragedia wydarzyła się naprawdę. Dotknęła rodzinę z amerykańskiej finansowej elity. Leila Slimani w swojej powieści „Kołysanka”, za którą w 2016 roku dostała nagrodę Goncourtów, przeniosła tę historię z Manhattanu do Paryża. Jej bohaterowie należą do klasy średniej. Aktorka Lucie Borleteau, która sześć lat temu zadebiutowała jako reżyserka nominowanym do Cezara filmem „Fidelio”, sięgnęła po tę właśnie książkę.
Myriam i Paul są młodym, inteligenckim małżeństwem z dwojgiem małych dzieci. Gdy kobieta chce wrócić do pracy, wynajmują nianię. Idealną, oddaną. Ale z biegiem czasu samotna i przegrana życiowo Louise zaczyna traktować dzieci jak własne i chce przejąć pełną kontrolę nad rodziną. Staje się groźna. Dramat psychologiczny ze społecznym tłem zamienia się w thriller.
„Kołysanka” jest jednak czymś więcej niż tylko dreszczowcem. W jednym z wywiadów Slimani powiedziała, że każdy potwór ma swoją historię. Borleteau i odtwórczyni głównej roli Karin Viard poszły tym tropem. Louise jest samotna, mieszka w strasznych warunkach, w obskurnej, „złej” dzielnicy. Ewidentnie coś jej w życiu nie wyszło. W dzieci, którymi się opiekuje wlewa więc całą swoją miłość. Powoli zagrania je dla siebie, odsuwając od rodziców. Są dla niej wszystkim. Ucieczką od pustki. Dlatego wyrzucona z pracy chce je zabrać ze sobą. Staje się niepoczytalna. „Kołysanka” jest opowieścią o popadaniu w obłęd. Na dodatek bardzo mocno wpisaną we współczesny czas, bo Lucie Borleteau nie zapomina o refleksji na temat napięć i nierówności w dzisiejszych, zachodnich społeczeństwach.
Ciekawy film, z przejmującą, nominowaną w tym roku do Cezara rolą Karin Viard.