Odszedł nagle, 29 grudnia 2023 roku. W warszawskim szpitalu, do którego trafił na rutynowe badania. To był dla jego bliskich szok. Dopiero po pięciu dniach na stronie Stowarzyszenia Filmowców Polskich ukazała się informacja, że nie żyje Leszek Wosiewicz.
— Zawsze żyłem na ruchomych piaskach, szukając czegoś, na czym można się oprzeć — powiedział mi kilka lat temu. — Od czasu do czasu znajdowałem kamień, na którym przysiadałem. Ale to były krótkie okresy. Myślę, że dopiero teraz buduję bazę, uczę się rozpoznawać rzeczywistość, rozgraniczać dobro od zła. Szukam Boga, który to wszystko scala. W niespokojnym czasie wiara jest bardzo ważna. U siebie na wsi budzę się rano i wiem, co będę robił w ciągu dnia. I to uznaję za definicję mojej wolności — mówił.
„U siebie na wsi” to znaczyło w Józefowie, 30 kilometrów od Chełma, gdzie na polanie, nieopodal Roztoczańskiego Parku Narodowego, zbudował dom.
Nie żyje Leszek Wosiewicz. Chciał być artystą niezależnym
Leszek Wosiewicz długo szukał swojej drogi. I nauczył się chodzić pod prąd. Także w twórczości, gdzie z wiekiem dawał sobie coraz więcej wolności i prawa do eksperymentu. Nie zawsze wychodziło, ale chciał być artystą niezależnym. „Pozbyłem się strachu przed ludźmi, przed tym, że ktoś mnie skrzywdzi, że mnie zaboli czyjaś opinia. Czytam recenzje, czasem coś zakłuje, ale idę dalej” — przyznawał.
Urodził się 1 listopada 1947 roku w Radomyślu Wielkim, miasteczku położonym pomiędzy Tarnowem a Mielcem. Studiował chemię na Politechnice Śląskiej, ale po dwóch latach przeniósł się na psychologię na krakowskiej Jagiellonce. A potem była już łódzka Szkoła Filmowa. Zaczynał od dokumentów, którym był zresztą potem wierny. W „Księżych młynach” sportretował kobietę, która o świcie, po nocnej zmianie, sprzedaje bułeczki. W „Korowodzie z morałem” pokazał zakamarki starej Łodzi, melorecytacjami zderzane z marzeniami młodych ludzi - coś w rodzaju quasi opery podwórkowej. W „Być ptakiem” sportretował „polskiego Ikara” ze wsi Odporyszów. W 1986 roku zrobił „Przypadek Hermana Palacza” - o człowieku, który palił w piecach dygnitarzy hitlerowskich, a nawet u Hitlera w jego Głównej Kwaterze Wolfschanze pod Kętrzynem. Zadał w tym filmie pytania o kolaborację.