Bez strachu i polotu

Stylizowany thriller „Bielmo” zapowiadał się świetnie, ale okazał się wtórny.

Publikacja: 11.01.2023 03:00

Christian Bale (detektyw Augustus Landor) w filmie „Bielmo” dystrybuowanym przez Netflix

Christian Bale (detektyw Augustus Landor) w filmie „Bielmo” dystrybuowanym przez Netflix

Foto: Materiały Prasowe

Na filmy z Christianem Bale’em się czeka. Zdobywca Oscara z 2011 r. (i czterokrotnie nominowany) gra rzadziej niż wtedy, gdy dopiero zdobywał Hollywood. Dobiera role, które będą dla niego wyzwaniem czy atrakcją, ale też nie odmawia twórcom, z którymi się dobrze rozumie.

Taka więź – jak czytamy w wywiadach – łączy go ze Scottem Cooperem, z którym spotkał się na planie już po raz trzeci. Wcześniej zrobili „Zrodzonego w ogniu” (2013) i „Hostiles” (2017, brak polskiej premiery kinowej) – dość przeciętne filmy jak na wybitny dorobek tego aktora. Ich „Bielmo”, do którego prawa wyłącznej dystrybucji kupił Netflix, pokazuje, że są konsekwentni: to ich trzeci wtórny film.

Kadet Edgar Allan Poe

Wpierw jednak była powieść. Louis Bayard, nieznany dotąd w Polsce, opublikował „The Pale Blue Eye” w 2003 r. Po polsku ukazuje się dopiero teraz, równolegle z premierą ekranizacji, w przekładzie Tomasza Bieronia. Jej podtytuł zdradza to, co w tej historii najciekawsze – „Niezwykły przypadek Edgara Allana Poe”.

Bayard sięgnął do życiorysu tego poety i przypomniał, że zanim stał się najsłynniejszym amerykańskim przedstawicielem romantyzmu, próbował kariery wojskowej.

W wieku 18 lat Poe zaciągnął się do jednostki w Bostonie, podając zaniżony wiek. Później trafił do akademii wojskowej w West Point nad rzeką Hudson, 80 km od Nowego Jorku. Tam właśnie w roku 1830 rozgrywa się akcja, a kadet Poe jest jednym z głównych bohaterów.

Zaczyna się klasycznie: smutni panowie z armii przychodzą do detektywa i wiadomo, że zaraz usłyszymy o trupie. Augustus Landor (Christian Bale) jest weteranem armii i samotnikiem żyjącym w głuszy nad rzeką. Zasypia przy barmance Patsy (Charlotte Gainsbourg), ale ze snu wyrywają go koszmary i wspomnienia. Żona nie żyje, a dorosła córka go opuściła. Jakie mroki skrywa przeszłość? Spokojnie, jeszcze się dowiemy.

Landor rozwiązał wcześniej parę trudnych spraw, więc oficerowie zwracają się do niego, by wyjaśnił zagadkę samobójstwa młodego kadeta. Szybko i dyskretnie, przecież żadna armia nie lubi tego typu skandali. Tym bardziej, że w West Point uczą się przeważnie młodzieńcy z najlepszych amerykańskich rodzin wschodniego wybrzeża Ameryki.

Pobieżne wnioski, jakie wyciągnie Landor, nie uspokoją wojskowych: to nie samobójstwo, a zabójstwo. Na dodatek okrutne – chłopak konał w męczarniach, długo szamocząc się na linie.

Kiedy po kilku dniach dojdzie do kolejnego morderstwa, stanie się jasne, że w akademii grasuje seryjny morderca odwołujący się do satanistycznych rytuałów. Starszyzna wprowadza godzinę policyjną, ale młodzi i tak nic sobie z tego nie robią. Głupcy albo może wiedzą coś więcej.

Pojawiają się też rozmaite postacie drugiego planu – medyk wojskowy doktor Marquis (Toby Jones), który zaskakująco nieprecyzyjnie przeprowadził sekcję zwłok pierwszej ofiary. Ma intrygującą rodzinę: neurotyczną żoną Julię (Gillian Anderson), piękną córkę Leę (Lucy Boynton) i cholerycznego syna Artemusa (Harry Lawtey). Jest też starzec uczony w okultystycznych księgach – Jean Pepe (jedna z ostatnich ról w życiu Roberta Duvalla). No i zapowiedziany wcześniej kadet Edgar Allan Poe (Harry Melling), wyszydzany przez kolegów odludek i dziwak ze skłonnością do alkoholu.

Śmiertelna powaga

Landor dość sprawnie prowadzi śledztwo, a pomaga mu w tym Poe. Kadeci ewidentnie mają jakieś swoje tajemnice, ale z góry naciskają mundurowi: nie przeciągaj dochodzenia, dziwaku, bo w końcu usłyszy o sprawie Waszyngton i ukarze nas wszystkich za „opieszałość”.

Zapowiadało się cacko. Świetna obsada na pierwszym i drugim planie, intrygujące połączenie fikcji i prawdy historycznej za sprawą postaci Poego. A do tego konwencja horroru z ornamentami gotyckimi i okultystycznymi. Coś między „Prestiżem” Christophera Nolana, mrocznymi poematami Poego i Burtonowskim „Jeźdźcem bez głowy”. Do tego nastrojowa muzyka Howarda Shore’a i spowite mgłą zdjęcia Masanobu Takayangi. Żeby jednak poradzić sobie z taką stylistyczną poprzeczką, trzeba mieć odrobinę poczucia humoru i poczuć się swobodnie w ramach gatunku. Cooper tymczasem nawet na moment nie rezygnuje z koturnowości, prowadzi aktorów śmiertelnie poważnie, wlepia w nas surowe spojrzenie, starając się nie mrugnąć ani razu.

Jeśli więc nie dowcipnie i błyskotliwie, to niech będzie chociaż strasznie. To niestety również się nie udaje. Podobnych intryg widzieliśmy dziesiątki, a do tego wrzutki scenariuszowe mające odciągnąć naszą uwagę (z ang. red herrings, czerwone śledzie) są nakreślone grubą krechą.

Właściwych sprawców można odszyfrować dość wcześnie, bez nadzwyczajnych talentów dedukcyjnych. Filar tej produkcji – Christian Bale – gra jakby na autopilocie, scenariusz zdaje się być poniżej jego talentu. Podobnie marnują się na drugim planie Timothy Spall (nadinspektor Thayer) i Gillian Anderson.

W tym przyciasnym gorsecie najlepiej radzi sobie Harry Melling jako Poe – groteskowa i tragikomiczna postać wrażliwego poety zagubionego w szeregach armii. Ale to trochę mało jak na 126 minut seansu.

Na filmy z Christianem Bale’em się czeka. Zdobywca Oscara z 2011 r. (i czterokrotnie nominowany) gra rzadziej niż wtedy, gdy dopiero zdobywał Hollywood. Dobiera role, które będą dla niego wyzwaniem czy atrakcją, ale też nie odmawia twórcom, z którymi się dobrze rozumie.

Taka więź – jak czytamy w wywiadach – łączy go ze Scottem Cooperem, z którym spotkał się na planie już po raz trzeci. Wcześniej zrobili „Zrodzonego w ogniu” (2013) i „Hostiles” (2017, brak polskiej premiery kinowej) – dość przeciętne filmy jak na wybitny dorobek tego aktora. Ich „Bielmo”, do którego prawa wyłącznej dystrybucji kupił Netflix, pokazuje, że są konsekwentni: to ich trzeci wtórny film.

Pozostało 86% artykułu
Film
EnergaCAMERIMAGE: Hołd dla Halyny Hutchins
Film
Seriale na dużym ekranie - znamy program BNP Paribas Warsaw SerialCon 2024!
Film
„Father, Mother, Sister, Brother”. Jim Jarmusch powraca z nowym filmem
Film
EnergaCAMERIMAGE 2024: Angelina Jolie zachwyca w Toruniu jako Maria Callas
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Film
Festiwal Korelacje: Pierwszy taki festiwal w Polsce. Filmy z komentarzem artystów