Kino ma za sobą niełatwy rok po lockdownach. Stopniowo odradzało się, posypały się premiery. Eksperci od spraw rynku, dystrybutorzy, producenci bacznie obserwowali czy publiczność wraca do sal. Wracała. Ale przede wszystkim latem - na wielkie superprodukcje, których z powodu przestojów w czasie pandemii wczesną jesienią zabrakło.
Końcówkę roku niewątpliwie uratuje „Avatar. Smak wody”. Znacznie gorzej radziło sobie skromniejsze kino autorskie, które nie osiągało i nadal nie osiąga wyników sprzed pandemii. Dlatego ważne są tegoroczne nagrody krytyków, narodowych Akademii Filmowych, a wreszcie Oscary.
W pierwszych prognozach dziennikarze na ogół typowali do Oscarów właśnie blockbustery, przede wszystkim „Top Gun. Maverick” z Tomem Cruisem. Ostatnio na prowadzenie wybił się „Avatar. Istota wody” Jamesa Camerona. Sequelem „Avatara”, na który czekaliśmy 13 lat, zachwycili się krytycy, ale też – co ważne – widzowie, którzy tłumnie ruszyli do kin.
Czytaj więcej
W kinach króluje „Avatar. Istota wody” Camerona. To jedyna premiera tego tygodnia, więc może po trudach przygotowań do zbliżających się Świąt, warto też wieczorem obejrzeć film na DVD. Na początek proponuję zwariowane „Wszystko wszędzie naraz” i dokument o Ennio Morricone „Ennio”.
Zaraz za tymi superprodukcjami plasują się inne głośne filmy. Przede wszystkim na szczycie wszelkich list królują „Fabelmanowie”- autobiograficzna opowieść Stevena Spielberga, historia jego dziecięcego zauroczenia kinem, które już we wczesnej młodości zamieniło się w pasję i sposób na życie. Ale też o rodzinie i przełomie lat 50. i 60 poprzedniego wieku. Właśnie temu filmowi największe szanse na Oscara dają krytycy z filmowego pisma „Variety.