Lombard
reż. Łukasz Kowalski
Bobrek, część Bytomia, która po upadku kopalni i hut stała się dzielnicą nędzy. I lombard prowadzony przez byłego górnika Wieśka i jego partnerkę Jolę. Powstał po transformacji, dziś upada. Wśród starych czajników, pawich piór, kufli, które górnicy w PRL-u dostawali w prezencie na Barbórkę, wśród oznak dawnej zamożności - porcelanowych filiżanek, obrazów domorosłych artystów - toczy się tutaj codzienne życie. „Mamy 70 tysięcy przedmiotów” - zachwala towar Jola. Ale przecież nawet handel tymi niedrogimi rupieciami upada. Właściciele, z trudem utrzymujący biznes i trójkę pracowników, robią promocje i zabawy, żeby ściągnąć klientów. A klienci? Częściej przychodzą, żeby się wyżalić i pogadać niż coś kupić. Bo lombard stał się miejscem, gdzie można opowiedzieć o ciężkim życiu, pokazać oczy podbite po razach pijanego męża. Tu nie trzeba ukrywać, że kogoś nie stać na chleb. I można liczyć zrozumienie. Właściciele sami walczący o przetrwanie, mają dobre serce i empatię. Bezdomnemu podetkną talerz zupy, Jola wrzuci komuś do kieszeni dychę.
„Lombard” Łukasza Kowalskiego jest niezwykłym dokumentem. Reżyser rejestruje upadający świat, który nie nadążył za przemianami, a przez ostatni kryzys został niemal zmiażdżony. Ale pokazuje też hart ludzi, którzy starają się przetrwać. Ich poczucie humoru, solidarność na dnie.