Żyją razem w domu, w nadmorskiej, pięknej miejscowości. Syn jest niepełnosprawny, choruje na autyzm. Ojciec, rysownik, zrezygnował ze świetnie rozwijającej się kariery, nawet ze współpracy z „New Yorkerem" i poświęcił się dla niego.
Ojciec kocha syna ponad wszystko. Rozumie każdy jego gest, potrafi wyczuć jego nastrój, jego potrzeby. Wie, że Uri uwielbia filmy Charliego Chaplina, zwłaszcza „Brzdąca", że boi się ślimaków, że lubi jeść makaron-gwiazdki i kocha wycieczki rowerowe. Uri ponadto tylko przy ojcu czuje się bezpiecznie. Wciąż pyta go o wszystko: „Czy ja lubię myć zęby?", „Czy ja lubię żółty kolor?", „Czy ja lubię mamę?"
Żona przed laty zostawiła Aharona z autystycznym synem, sama zajęła się zdrowymi dziećmi, czasem tylko Uriego odwiedza. Gdy chłopiec staje się pełnoletni, matka postanawia oddać go do ośrodka dla niepełnosprawnych – luksusowego, ze świetną opieką, z zajęciami rozwijającymi zainteresowania i talenty podopiecznych. Chce, żeby chłopak zyskał trochę samodzielności.
„Co będzie, jak ciebie zabraknie?" – żona pyta Aharona. Ojciec zgodzi się więc odwieźć syna do ośrodka, ale gdy po drodze Uri wpada w histerię, razem uciekają.
Wbrew pozorom „Oto my" nie jest jednak opowieścią jednoznaczną. Reżyser pokazuje miłość i oddanie ojca, ale też ogromne uzależnienie od siebie dwojga ludzi. Uri jest z ojcem szczęśliwy, czy jednak nie ma prawa do odrobiny niezależności? A ojciec? Czy całkowita rezygnacja z własnego życia to jedyna droga?