To także ostrzeżenie wysyłane do widzów w rozkręcającym się wieku XXI. Will, bohater „Hazardzisty" Paula Schradera, jest graczem, który jeździ z miasta do miasta i zarabia przy pokerowym stoliku. Nie ma wielkich ambicji, nie chce zbijać fortuny. Wygrywa tyle, żeby kupić jedzenie, benzynę i zapłacić za hotelowy pokój, w którym meble owija w białe płótno, by były bezosobowe.
Zachowuje się jakby uciekał od rzeczywistości. Zaciera za sobą wszelkie ślady, nie ujawnia tożsamości, nie nawiązuje znajomości. Próbuje odnaleźć się w jakiejś nieskomplikowanej przestrzeni. Może takiej, która pozwala mniej myśleć. Skupić się na liczeniu kart.
Wojenni weterani
William Tell ma w sobie coś z bohatera „Taksówkarza", którego scenariusz 45 lat temu Paul Schrader napisał dla Martina Scorsese. Grany przez Roberta de Niro weteran wojny wietnamskiej jeździł nocą po nowojorskich ulicach, rozprawiając się z „robactwem" zagnieżdżonym w mieście. Tutaj też mężczyzna w czarnej, skórzanej kurtce, z kamienną twarzą zgarniający ze stołu żetony, kryje w sobie tajemnicę przeszłości.
– Zastanawiałem się, co może sprawić, że człowiek chce się odciąć od świata. Nie może umrzeć, ale tak naprawdę nie może też żyć. Co może sprawić, że chce się zamknąć w czymś w rodzaju czyśćca? – mówi scenarzysta i reżyser „Hazardzisty". Jego bohater był strażnikiem w Abu Ghraib, za maltretowanie i torturowanie więźniów trafił na dziesięć lat do więzienia. Po wyjściu sam sobie funduje czyściec i psychiczną izolację.
Paul Schrader przez długi czas na Facebooku nawiązywał kontakt z byłymi żołnierzami, którzy odsiedzieli wyroki w amerykańskim, wojskowym zakładzie karnym w Leavenworth. Z ludźmi, którzy nawet po odbyciu kary nie są w stanie wyrzucić z siebie obrazów przeszłości. „Nic nie usprawiedliwi tego, co zrobiliśmy" – powie bohater jego filmu.