2021 w filmie: Przeglądamy się w trudnej historii

Najważniejszym filmem było „Wesele" Smarzowskiego. Do kin poszło 22 mln widzów, w tym 1,6 mln na „Bonda".

Publikacja: 21.12.2021 18:31

„Wesele” Wojciecha Smarzowskiego przypomina trudną historię

„Wesele” Wojciecha Smarzowskiego przypomina trudną historię

Foto: Materiały Prasowe

Kina zamknięte przez kilka miesięcy, przekładane premiery, najważniejsze imprezy filmowe przeprowadzane online, a jeśli stacjonarnie to z dużymi obostrzeniami. Poważna fala zachorowań na Covid-19 po gdyńskim Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Tak wyglądał filmowy krajobraz mijającego roku. Ale jedno się nie zmieniło: ambicje artystów, którzy w trudnych warunkach wychodzili na plan. Próbowali zarejestrować i zrozumieć to, co dzieje się wokół.

Ostatni rok przyniósł blisko 70 (!) premier polskich filmów: fabularnych, koprodukcyjnych, dokumentów. Oficjalnie dopiero w tym roku weszły na ekrany najważniejsze tytuły roku ubiegłego, jak choćby „Zabij to i wyjedź z tego miasta" Mariusza Wilczyńskiego czy „Śniegu już nigdy nie będzie" Małgorzaty Szumowskiej.

Spojrzenie wstecz

Klasą dla siebie jest Wojciech Smarzowski. Ten chory na Polskę artysta w czasie pandemii nakręcił „Wesele". Zapis tragicznych wydarzeń w Radziłowie i Jedwabnem, gdzie w czasie wojny płonęły stodoły, w których Polacy mordowali żydowskich sąsiadów miesza się tu ze współczesnością. Ze światem budowanym na nienawiści, m.in. na sianej z ambon przez wielu księży niechęci do osób LGBT. Smarzowski próbuje zrozumieć skąd wzięły się najgorsze cechy naszej mentalności: przyzwolenie na nieuczciwość, strach przed innością, nietolerancja. Dlaczego jesteśmy dziś tak bardzo podzieleni i wciąż szukamy w społeczeństwie wrogów. „Wesele" to ogromnie ważny film o rodzeniu się nienawiści. I o pamięci, czy jak mówi sam reżyser o niepamięci – o tym, że historia niczego nas nie nauczyła.

„Wesele" przywoływało pamięć o Jedwabnem. Powstała też seria innych filmów mówiących o relacjach polsko-żydowskich, jak „Powrót Zygielbojma" Ryszarda Brylskiego, ciekawy, niestereotypowy „Cudak" Anny Kazejak czy „Ciotka Hitlera" Michała Rogalskiego. Ale też kompromitujący „Powrót do Jedwabnego" Wojciecha Sumlińskiego reklamowany jako „Żydowski rozbiór Polski", kwestionujący udział Polaków zbrodni w Jedwabnem. Film, który wywołał ogromne protesty, ale w ciągu pierwszych dni wyświetlania na YouTube'ie obejrzało go pół miliona osób...

Czytaj więcej

2021 w kulturze. Piękny zwycięzca i zakazany utwór

Kilku autorów – i to głównie młodych – cofnęło się do okresu PRL-u. Były m.in. nostalgiczna opowieść Katarzyny Klimkiewicz o Kalinie Jędrusik „Bo we mnie jest seks", świetnie zrealizowany film o „królu ucieczek" - „Najmro. Kocha, kradnie, szanuje" Mateusza Rakowicza czy komediowa „Zupa nic" Kingi Dębskiej. Przede wszystkim jednak pojawiły się tytuły, gdzie powrót do komunizmu stał się ostrzeżeniem w świecie, w którym kuleje demokracja, trwa bezpardonowa walka o władzę, afera goni aferę, a policjanci stają z pałkami naprzeciw protestujących kobiet. Jan P. Matuszyński w „Żeby nie było śladów" opowiedział o śmiertelnym pobiciu przez milicję w 1983 roku Grzegorza Przemyka, o mataczeniu w śledztwie i ochronie zabójców przez najwyższe organy władzy. Piotr Domalewski w kryminale „Hiacynt" cofnął się do prowadzonej w latach 80. akcji, podczas której milicja zarejestrowała 11 tysięcy homoseksualistów. Wyszło kino gatunkowe najwyższej klasy. Niestety, nie tylko historyczne.

W rytmie współczesności

I tak Łukasz Ronduda i Łukasz Gutt zrobili film o współczesnej homofobii, o społecznych podziałach i nietolerancji, o wykluczeniu, które może doprowadzić do tragedii. Ale też o prawie człowieka do życia w zgodzie ze sobą i próbie pojednania z otoczeniem. A wreszcie o sztuce i wierze, bo pierwowzorem bohatera „Wszystkich naszych strachów" jest artysta wizualny Daniel Rycharski ze wsi Kurówko - głęboko wierzący katolik i gej. Intrygujący film „Prime Time" o chłopaku, który wtargnął do telewizyjnego studia i o narodzinach buntu pokazał Jakub Piątek. Inny obraz współczesności zapisał Łukasz Grzegorzek w „Moim wspaniałym życiu". Nauczycielska rodzina, siermiężna codzienność. I kobieta próbująca choć na chwilę wyzwolić się z pręgierza rzeczywistości. Ciekawa opowieść o bardzo zwyczajnym życiu.

Były też w mijającym roku obrazy ostro pokazujące problemy społeczne. Do tragicznej sprawy morderstwa Janiny Brzeskiej i reprywatyzacji kamienic w Warszawie wrócił Michal Otłowski w nieco publicystycznej, ale mocnej i interesującej „Lokatorce". Ale najbardziej bolesny, oparty na własnych wspomnieniach film pokazał Konrad Aksinowicz. Jego „Powrót do tamtych dni" to opowieść o polskich traumach: emigracji i alkoholizmie. Historia rodziny pijaka, opowiedziana z punktu widzenia dwunastoletniego syna, który zbyt wcześnie musi dorosnąć, w czasie domowej awantury ściska w dłoniach nóż, żeby w razie potrzeby ratować matkę, a potem mówi do niej: „Bez ojca byłoby nam lepiej".

Brawa należą się producentom, którzy z wielkim wyczuciem wchodzili w najlepsze europejskie koprodukcje tego roku. Ewa Puszczyńska współpracowała przy uhonorowanej Europejską Nagrodą Filmową „Aidzie" Jasmili Zbanić, Klaudia Śmieja z Madants przy islandzkim kandydacie do Oscara „Lamb" Valdimara Johanssona. I wreszcie dokument. Nie sposób nie wspomnieć przynajmniej o dwóch znakomitych produkcjach: „Filmie balkonowym" Pawła Łozińskiego i opowieści o Żuławskim „Ucieczka na Srebrny Glob" - w obu, w różny sposób, odbija się Polska. Trzeba też wspomnieć o dużej fali filmów lżejszych, rozrywkowych. Ich poziom podniósł się wyraźnie, a prym wiodą tu błyskotliwi, fantastycznie zagrani „Teściowie" Kuby Michalczuka.

Czas młodych i kobiet

Dziś mistrzami polskiego kina są Agnieszka Holland, Paweł Pawlikowski, Wojciech Smarzowski. Świetną kartę ma też wielu innych twórców 50+.

Ale najważniejszym zjawiskiem ostatniego czasu jest ekspansja młodych artystów. Dziś to właśnie twórcy z roczników osiemdziesiątych, a nawet dziewięćdziesiątych, nadają ton polskiemu kinu. Coraz bardziej widoczne są też w naszym przemyśle filmowym kobiety. Na ekranie aktorki przestały grać kochanki i partnerki mężczyzn. To one często dźwigają filmowe opowieści. W branży producenckiej działa wiele znakomitych profesjonalistek, reżyserki coraz śmielej wchodzą na „męski grunt" (w Gdyni już zrobili furorę, a w przyszłym roku wejdą na ekrany „Zwykli ludzie" Aleksandry Terpińskiej), na wydział reżyserii w łódzkiej Filmówce dostały się w tym roku same dziewczyny.

Czytaj więcej

2021 w kulturze: Telewizyjna scena jest tak samo słaba jak TVP

Rok 2021 był też czasem odradzania się kin po lockdownach. Frekwencja, która w połowie grudnia wynosi ok. 22 mln jest jeszcze daleka jest od tej sprzed pandemii, gdy np. w 2019 roku widzów było ponad 60 mln. Ale coś już zaskoczyło. Największym przebojem 2021 okazał się „Nie czas umierać" czyli nowy „Bond", który zgromadził ponad 1,6 mln. widzów, a wydaje się, że podobny wynik rzutem na taśmę może osiągnąć „Spiderman. Bez drogi do domu", który wszedł na ekrany 17 grudnia i w czasie przedświątecznego weekendu przyciągnął 450 tys. osób. Do miliona oglądających zbliża się też w Polsce „Diuna" (994 tys.).

Ale tylko 8 tytułów przekroczyło w tym roku pułap 500 tysięcy widzów, a wśród nich jest zaledwie jeden film polski – skandalizujące „Dziewczyny z Dubaju" Marii Sadowskiej, które po trzech tygodniach wyświetlania obejrzało 804 tysiące widzów i do końca roku z pewnością przekroczą milion. Z polskich filmów do 500 tysięcy widzów zbliżają się: „Furioza" Cypriana Olenckiego (495 tys.) „Wesele" Smarzowskiego (485 tys.), „Teściowie" Kuby Michalczuka (440 tys.) oraz „Pitbull" Patryka Vegi (407 tys.). Ale już „Powrót do tamtych dni" Konrada Aksinowicza w ciągu pierwszego weekendu obejrzało ostatnio zaledwie 11 tysięcy osób. A wydawałoby się, że w Polsce powinna to być „lektura obowiązkowa". Czy cień Omikronu znów odstraszy widzów? Przekonamy się wkrótce.

Jedno jest pewne: filmowcy są solidarni, świetnie w czasie pandemii działa Stowarzyszenie Filmowców Polskich, nieobojętne Kobiety Filmu organizują pomoc na granicy, monitoruje sytuację KIPA, wręczane są Polskie Nagrody Filmowe. Nasze kino żyje. I walczy, by przetrwać trudny czas.

Najlepsze i najgorsze w polskim kinie w 2021

HITY

- Filmy Smarzowskiego, Matuszyńskiego, Domalewskiego, Aksinowicza odważnie mówią o problemach dzisiejszej Polski.

- Paweł Łoziński w „Filmie balkonowym" udowodnił, że dokumentu nie zabije reportaż telewizyjny i internet.

- Złote Lwy dla „Wszystkich naszych strachów" Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta o geju-katoliku Danielu Rycharskim.

KITY

- Filmoteka Narodowa – Instytut Audiowizualny. Niepokoi trend upolityczniania filmowych instytucji.

- „Powrót do Jedwabnego" Wojciecha Sumlińskiego. Zakłamywanie historii komplikuje trudne rozliczenia z nią.

- Zamęt w kinach. Wprowadzanie ograniczeń w frekwencji, gdy nie można weryfikować szczepień.

Kina zamknięte przez kilka miesięcy, przekładane premiery, najważniejsze imprezy filmowe przeprowadzane online, a jeśli stacjonarnie to z dużymi obostrzeniami. Poważna fala zachorowań na Covid-19 po gdyńskim Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Tak wyglądał filmowy krajobraz mijającego roku. Ale jedno się nie zmieniło: ambicje artystów, którzy w trudnych warunkach wychodzili na plan. Próbowali zarejestrować i zrozumieć to, co dzieje się wokół.

Ostatni rok przyniósł blisko 70 (!) premier polskich filmów: fabularnych, koprodukcyjnych, dokumentów. Oficjalnie dopiero w tym roku weszły na ekrany najważniejsze tytuły roku ubiegłego, jak choćby „Zabij to i wyjedź z tego miasta" Mariusza Wilczyńskiego czy „Śniegu już nigdy nie będzie" Małgorzaty Szumowskiej.

Pozostało 91% artykułu
Film
EnergaCAMERIMAGE: Hołd dla Halyny Hutchins
Film
Seriale na dużym ekranie - znamy program BNP Paribas Warsaw SerialCon 2024!
Film
„Father, Mother, Sister, Brother”. Jim Jarmusch powraca z nowym filmem
Film
EnergaCAMERIMAGE 2024: Angelina Jolie zachwyca w Toruniu jako Maria Callas
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Film
Festiwal Korelacje: Pierwszy taki festiwal w Polsce. Filmy z komentarzem artystów