W LOT personel pokładowy kilkakrotnie w czasie rejsów przechodzi po kabinie pasażerskiej i kategorycznie zwraca uwagę osobom udającym, że obowiązek zakrywania ust i nosa podczas lotu ich nie dotyczy. Mniej stanowcze z reguły są stewardesy i stewardzi pracujący na pokładach linii czarterowych. Nie jest to jednak reguła i raczej zależy od załogi, a nie od linii.
Nie ma co się łudzić: maseczki podczas podróży lotniczych z nami pozostaną tak długo, jak będziemy borykać się z COVID-19. Tak samo, jak skrupulatne kontrole bezpieczeństwa, konieczność zdejmowania butów z cholewkami i z grubszą podeszwą, wyjmowanie laptopów i ograniczenia dotyczące ilości płynów, jakie możemy wziąć ze sobą na pokład. Podróże były kiedyś o wiele mniej uciążliwe, a dla wielu osób były wielką przyjemnością. Teraz pasażerowie wchodzący na lotnisko chcą tylko jednego: żeby ten lot przetrwać.
Prezydent USA Joe Biden właśnie powiedział, że Transport Security Administration, czyli rządowa agencja odpowiadająca za bezpieczeństwo podróżowania podwoiła wysokość kar nakładanych na niesfornych pasażerów, którzy odmawiają prawidłowego założenia maseczki. —Jeśli łamiesz przepisy, bądź przygotowany na kary, okaż szacunek — mówił Joe Biden. W USA dzisiaj najniższa kara za nieprawidłowe założenie maski wynosi teraz nie 250, a 500 dolarów. Jednocześnie taki pasażer zostaje wpisany do specjalnego rejestru. Bo jeśli nie założy maski po raz kolejny, to będzie go kosztowało już 3 tysiące dolarów. Od lutego do końca sierpnia 2021 na pokładach samolotów na wewnętrznych rejsach w USA zanotowano 4 tysiące incydentów, które miały swój początek właśnie w odmowie założenia maseczki.
Najwięcej restrykcji obowiązujących pasażerów nałożyły władze lotnicze na całym świecie po atakach 11 września 2001 roku. To od tego czasu wzmocniono drzwi do kokpitów i muszą one pozostać zamknięte przez cały czas lotu. Bagaż pasażerów jest prześwietlany, trzeba zdejmować paski i zegarki, czasami włączać laptopy, a na pokładach samolotów znalazło się więcej osób z ochrony, które wyglądają jak „normalni” pasażerowie. W bagażu podręcznym nie wolno mieć scyzoryka czy jakiegokolwiek małego noża. A kosmetyki muszą być w opakowaniach nie większych niż 100 ml i łącznie nie może ich być więcej niż 1 litr. Dotyczy to zresztą nie tylko kosmetyków, ale i napojów oraz żywności w formie półpłynnej.
Od 21 grudnia 2001 na większości lotnisk zaczęto sprawdzać grubość zelówek i wysokość cholewek w butach. W Stanach Zjednoczonych buty trzeba zdjąć niezależnie od tego, czy są to trampki, baleriny czy kozaki. Ten obowiązek wprowadzono po tym, jak „shoe bomber” Richard Reid próbował wysadzić w powietrze samolot American Airlines lecący z Paryża do Miami. Po półtorej godzinie lotu jeden z pracowników pokładu poczuł dziwny zapach i zorientował się, że ktoś zapalił zapałkę. Zobaczył, że robi to Reid próbując podpalić sznurowadła w butach. Kiedy odmówił zgaszenia zapałki, doszło do bijatyki z personelem pokładowym. Ostatecznie w unieszkodliwieniu Reida pomogli pasażerowie, a samolot wylądował wcześniej — w Bostonie, gdzie na terrorystę, który miał powiązania z al-Kaidą, czekała policja. Wtedy okazało się, że w podeszwach jego butów znajdowała się taka ilość materiałów wybuchowych, że wystarczyłaby do wyrwania dziury w kadłubie samolotu. Teraz Reid odsiaduje wyrok dożywotniego więzienia w USA i nie ma prawa do przedterminowego zwolnienia.