W przyszłym roku Polska powinna zyskać połączenia gazowe ze Słowacją, Litwą i – co najważniejsze – poprzez Danię ze złożami w Norwegii (gazociąg Baltic Pipe). Zwiększą się też moce przeładunkowe terminalu LNG w Świnoujściu. Dzięki temu możliwości importu do naszego kraju istotnie wzrosną. Dziś w zasadzie ograniczają się do dostaw realizowanych ze Wschodu, Niemiec, Czech i poprzez gazoport z krajów, które posiadają instalacje skraplające błękitne paliwo.
Jeszcze mocniej zwiększą się nasze możliwości eksportowe, bo dziś surowiec jesteśmy w stanie przysyłać jedynie do Niemiec, Czech oraz na Ukrainę – w dodatku w stosunkowo niewielkich ilościach.
Zapasy obowiązkowe
Teoretycznie rozbudowa systemu przesyłowego powinna przyczynić się do wzrostu liczby firm zainteresowanych importem gazu do Polski czy nawet eksportem lub reeksportem surowca. Tak jednak nie jest. – Aktualnie Tauron nie planuje importu i eksportu gazu ziemnego – mówi wprost Łukasz Ciuba, kierownik zespołu prasowego koncernu. Jako powód podaje konieczność tworzenia i utrzymywania zapasów obowiązkowych. – Na ewentualną opłacalność tej działalności w przyszłości będzie miało wpływ kształtowanie się przepisów w zakresie utrzymywania zapasów obowiązkowych, a także relacje cen gazu między sąsiednimi rynkami – twierdzi Ciuba. Istotny wpływ na handel będą też miały opłaty, które trzeba będzie uiścić za rezerwację przepustowości w gazociągach i dostępność mocy przesyłowych na przejściach granicznych w różnym czasie.
– Od zmiany ustawy o zapasach i objęcia podmiotów sprowadzających gaz do kraju na własne potrzeby obowiązkiem utrzymywania zapasów obowiązkowych, tj. od sierpnia 2017 r., Grupa Azoty nie importuje gazu, a całość gazu kupuje na rynku krajowym – przypomina Monika Darnobyt, rzecznik nawozowego koncernu. Z tego powodu firma sceptycznie ocenia przyszłe możliwości sprowadzania surowca, jeśli utrzyma się aktualna sytuacja prawna.