Podatek od słodzonych napojów jest nowością w dyskusji publicznej tylko w Polsce, na świecie ten pomysł testuje już blisko 40 krajów, w tym 10 członków Unii Europejskiej. W ciągu ostatnich czterech lat w Europie wprowadziły go Wielka Brytania, Estonia i Irlandia, Portugalia oraz Belgia, a na świecie tak duże gospodarki jak RPA, Indie, Malediwy, Arabia Saudyjska, Tajlandia oraz osiem miast USA, w tym San Francisco. Cukier był już objęty podatkiem akcyzowym nawet w Polsce – przed II Wojną Światową.
Siedem wniosków z globalnej dyskusji po podatku od słodkich napojów opublikował Banki Światowy na swoim blogu w połowie ubiegłego roku. Bank wskazał główne argumenty przeciwników tej regulacji. Brzmią one niezwykle podobnie do tych używanych w polskich protestach. Oponenci argumentowali, że wprowadzając podatek od napojów, których nadużywanie jest szkodliwe dla zdrowia, państwo bierze na siebie funkcję niani, że skuteczność podwyższania cen jest kontrowersyjna, a ludzie będą szukać słodkich substytutów, jak lody czy inne słodycze. Konsumenci mogą też sprowadzać napoje z nieopodatkowanych regionów, niszcząc zarówno efekt zdrowotny, jak i podatkowy. Wreszcie, przeciwnicy argumentują, że takie podatki są niesprawiedliwie regresywne, czyli mocniej obciążają podatkiem konsumentów biednych niż bogatych. Zdaniem oponentów, wątpliwa jest efektywność tych opłat w zbieraniu dochodów, które mogą być zainwestowane na cele społeczne, jak promocja zdrowego odżywiania czy zajęcia sportowe dla dzieci etc.
Podatek zwiększa dobrobyt
Jednak wnioski z analizy skutków wprowadzenia podatku są dalece inne. Ceren Ozer, ekspertka Banku Światowego od polityki fiskalnej i podatków prozdrowotnych, zebrała siedem wniosków z dyskusji toczącej się w Banku Światowym w artykule pt.: „Czy opodatkowanie napojów słodzonych to słodka okazja?”. Tekst został opublikowany na blogu banku.
Na początek zaskoczenie: podatki od napojów słodzonych mogą zwiększyć dobrobyt w całym społeczeństwie, przez zachęcanie konsumentów do ograniczania niezdrowej konsumpcji – a przez to – niższe koszty ponoszone przez publiczną opiekę zdrowotną. Służba zdrowia ponosi znaczące koszty leczenia – otyłości, cukrzycy oraz chorób układu krążenia. To zjawisko ma związek z ekonomią behawioralną – ludzie mogą nieprawidłowo rozumieć koszty spożywania takich napojów, z uwagi na małą wiedzę nt. odżywiania, brak samokontroli lub po prostu przez niedoceniania efektów takiego odżywiania na przyszłe zdrowie.
Te podatki niekoniecznie są regresywne – to drugi wniosek. Podatek regresywny to taki typ podatku proporcjonalnego, gdzie w miarę rosnących dochodów stawki podatkowe maleją. Producenci często argumentują, że to głównie ludzie o niższych dochodach poniosą ciężar podatku od słodkich napojów. Znowu – według Banku – nic z tego. Korzyści z redukcji konsumpcji są wyższe dla osób o niższych dochodach, które zwykle mają mniejszą wiedzę nt. odżywiania i częściej sięgają po takie wyroby. – Gdy ceny rosną, gospodarstwa domowe o niskich dochodach znacznie bardziej ograniczają popyt niż gospodarstwa o wysokich dochodach – zauważa bank.
Wpływy małe, ale ważne
Po trzecie – dochody z podatku od słodkich napoi są wprawdzie ułamkiem ogólnych wpływów podatkowych, mimo wszystko nie są błahe. – Uważa się, że słodkie napoje są inne niż tytoń i alkohol, w wypadku których ludzie utrzymują dotychczasowy poziom konsumpcji, nawet gdy ceny rosną – pisze Ceren Ozgar. Popyt na napoje jest bardziej elastyczny, w miarę wzrostu cen ludzie rzadziej po nie sięgają. Choć tego typu podatki są stosunkowo nowe, jeśli chodzi o wykazanie ich pozytywnego wpływu na wzrost dochodów podatkowych, to Meksyk jest tu dobrym przykładem. Od jego ustanowienia w 2014 r. podatek od słodzonych napojów wnosił tam rocznie do budżetu państwa dochody wynoszące ok. 0,1 proc. PKB Meksyku.