To wniosek z analizy Piotra Lewandowskiego i Macieja Albinowskiego z Instytutu Badań Strukturalnych, opublikowanej na łamach pisma „Ubezpieczenia społeczne. Teoria i praktyka”.
Badacze z IBS przyjrzeli się temu, jak na aktywność zawodową Polaków wpłynąć mogłoby wprowadzenie tzw. jednolitej daniny, którą w 2016 r. zaproponował Paweł Wojciechowski (wówczas główny ekonomista ZUS, dzisiaj główny ekonomista Pracodawców RP).
Jednolita danina miała usunąć słabości obecnie funkcjonującego systemu podatkowo-składkowym. To przede wszystkim niewielka progresywność, czyli równie wysokie obciążenia osób o niskich dochodach i o wysokich dochodach. „Różnica między łącznym klinem podatkowo-składkowym osób zarabiających 167 proc. i tych zarabiających 67 proc. przeciętnej płacy wynosi w krajach Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) średnio 8 pkt proc., podczas gdy w Polsce jest to tylko 1 pkt proc.” – zauważają Lewandowski i Albinowski. Drugą bolączką obecnego systemu jest duże zróżnicowanie obciążeń w zależności od formy zatrudnienia, co sprzyja arbitrażowi podatkowemu.
W koncepcji Wojciechowskiego, jednolita danina miała dwie składowe. Pierwszą była liniowa - czyli równa dla każdego niezależnie od dochodów - składka na ubezpieczenia społeczne, wynosząca 30 proc. wynagrodzenia brutto. Inaczej niż dziś, byłaby ona naliczana także wtedy, gdy suma wynagrodzeń podatnika w ciągu roku przekraczałaby 30-krotność przeciętnego wynagrodzenia. Powyżej tego progu składki stawałyby się jednak podatkami, czyli tworzyłyby już zobowiązań państwa do wypłaty świadczeń z systemu ubezpieczeń społecznych. Drugim elementem miał być podatek dochodowy, którego stawka wynosiłaby 0, 19 lub 29 proc. Najwyższa stawka obowiązywałaby od wynagrodzenia przekraczającego 8000 zł brutto miesięcznie.